Strona:Ozimina.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

po nocy otwierały, a te białe głowy podnosiły się z ziemi jedna za drugą. Najczęściej wpychano taką z ulicy — wie pani! — Ta, pijana najczęściej, klnie przedewszystkiem strasznie, za chwilę opowiada coś wesoło, czka, z ust oddaje i znów opowiada. A potem, bywało, że położy się tuż obok. Wtedy całe ciało zamiera poprostu ze wstrętu w kłodę drzewa, w kość, a w głowie tylko jeden jęk w odpowiedzi na to wszystko, co się słyszało przed chwilą. I znów się drzwi otworzą: biorą po nocy na śledztwo.
Ninie wysunęła się szyja, jakby w stężeniu nagłem. Wargi wystawiły się w dziób niemądry, a powieki mrużyły się migotliwie, jakby pod światło. Gdy nagle rozciągnęły się szeroko jej usta i w tym kurczowym grymasie poczęły dygotać, chlupać śliną, połykać ją, a policzki zatrzęsły się przy tem jak w febrze. A gdy spojrzała w dodatku na te jej skronie wklęsłe, żyłki na nich błękitne, przygładzonych włosów uczesanie... brzydkie, — chwyciła Ninę taka łez tłumionych niemocność, że zerwawszy się z miejsca, rozchwiała się w sobie, jak na wichrze gwałtownym.
Za chwilę była już w drugim końcu pokoju twarzą zwrócona do książek na półce, dla podbiegłej Wandy twardo opryskliwa, stopą jakieś rytmy sobie dla fantazyi przytupująca przy upartem sylabizowaniu oczami łacińskiego tytułu na grzbiecie którejś z książek.
— Taka jestem dziś rozdrażniona, — bąknęła wreszcie na usprawiedliwienie. — Ogromnie niemądra jestem.
Aby złagodzić swą opryskliwość dała Wandzie krótki pocałunek, uderzyła ją w policzek tym pocałunkiem, —