Strona:Ozimina.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

że rumieniła się raz po raz na widoku ludzi. Młoda mężatka o rozbieganym języku i niespokojnej nóżce znalazła się szczęśliwie naprzeciwko aż dwuch ludzi popularnych. Przypatrując się rzadkiej minie i niezbyt starannie golonemu obliczu poety, oraz udręczonej nerwowem roztargnieniem twarzy młodego muzyka, podniecała swą ciekawość do tego stopnia, że aż zamilkła, pozwalając zresztą siedzącemu tuż obok dziennikarzowi położyć sobie rękę na kolanie; czynił to pod stołem gestem cierpliwej i łagodnej wymówki, jak kładzie ojciec dłoń na głowie niedoświadczonego dziecka.
Panu Szolcowi natomiast szczęście mniej służyło: minęła go sposobność spożycia kolacyi przy damie. Tę panią zabawiał hrabia o długiej szyi, z początku nieco odęty na towarzystwo całe i nie wiedzący o czem mówić, po kilku jej ślizkich »powiedzeniach« żywo zainteresowany i »wcale jeszcze niczego kobieta«, — mówiący zezem i szyją skręconą. Lecz jego sceptycyzm zużycia drażnił wolnomyślność starszej małżonki, wybujałą raczej na tle pewnych prywacyi w życiu spokojnem. Wywikłała się z tego cynizmów przeciwieństwa ogólna dyskusya — rzecz oczywista — »o kobiecie«. Hrabia podniecany do coraz to drastyczniejszych powiedzeń przez hazardowny język pani, mówił w doświadczonej niewiasty oczy bystre:
— Kobieta wprawdzie ma duszę, jak nam kościół wierzyć każe, lecz duszę swego stada, moralność atmosfery, jaka ją otacza, a zmysły swych wielbicieli.
Temperamentowa dama aż się na krześle podrzuciła wobec tych słów, a, odpowiadając mu z impetycznem