Strona:Pójdźmy za nim (Sienkiewicz).djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

Szedł wśród urągowiska ciżby, jakby w zaświatowem zamyśleniu pogrążony, jakby oderwany już od ziemi, jakby niebaczny na okrzyki nienawiści, lub jakby nad miarę ludzkich przebaczeń przebaczający i nad miarę ludzkiej litości litościwy, bo już nieskończonością ogarnięty, już nad ludzkie zło wyniesiony, cichy bardzo, słodki i tylko ogromem smutku całej ziemi smutny.
— Prawdą jesteś — wyszeptała drżącemi ustami Antea.
Orszak przesuwał się teraz tuż koło lektyki. Była nawet chwila, że się zatrzymał, podczas gdy idący na przedzie żołnierze oczyszczali z ciżby drogę. Antea widziała teraz Nazarejczyka o kilka kroków, widziała, jak powiew poruszał zwoje Jego włosów, widziała czerwonawy odblask, padający od płaszcza Jego na wybladłą i przezroczystą twarz. Tłuszcza, rwąc się ku Niemu, otoczyła teraz ciasnem półkolem żołnierzy, tak, że musieli uczynić z włóczni zaporę, by Go bronić przed jej wściekłością. Wszędy widać było wyciągnięte ramiona z zaciśniętemi pięściami, oczy, wychodzące z powiek, połyskujące zęby, brody, rozchwiane od wściekłych ruchów i usta w pianie, wyrzucające chrapliwe okrzyki. On zaś, spojrzawszy naokół, jakby się chciał spytać: «Com wam uczynił?» — podniósł następnie oczy ku niebu i modlił się — i przebaczał.
— Anteo! Anteo! — zawołał w tej chwili Cinna.
Lecz Antea zdawała się nie słyszeć tego wołania. Z oczu płynęły jej wielkie łzy; zapomniała o chorobie, zapomniała, że już od wielu dni nie