Ta strona została uwierzytelniona.
Zszedł z gór, zwabiony pierwszej branki zgiełkiem.
Gdy w werbunkowem biurze stanął nagi,
Zachwycił wszystkich, więc zamiast ciupagi
Dostał karabin i czapkę z orzełkiem.
Ogromną pilność okazywał w mustrze,
Lecz ludzi z dolin zdawał się mieć za nic.
Tęsknił do swoich szczytów i krzesanic,
I do chmur, w jezior zatopionych lustrze.
Z nikim nie bratał się lecz i nie kłócił,
Obozowego unikając ścisku.
Nocą siadywał długo przy ognisku
I patrząc w księżyc smętne piosnki nucił.
Wzrok jego błądził przez niebios manowce,
Chleb i manierka zsuwały się z kolan.
Z chmur zakwitała wizya górskich polan
I srebrne gwiazdy dzwoniły jak owce.
Po ciężkich marszach, gdy zdarzał się biwak
I żołnierz drzemał po długich niedolach,