wadził na mnie ten postrzał. Trzymają się jedna drugiej ni mniej ni więcej jak ogniwa łańcuszka. Ot, gdyby nie ten postrzał, sądzę, że nigdy w życiu nie byłbym ani zakochanym ani kulawym.
PAN. — Byłeś tedy zakochany?
KUBUŚ. — Czy byłem! dobre pytanie!
PAN. — Z powodu postrzału?
KUBUŚ. — Z powodu postrzału.
PAN. — Nigdyś mi o tem nie rzekł ni słowa.
KUBUŚ. — Myślę sobie.
PAN. — I dlaczego?
KUBUŚ. — Dlatego, iż to słowo nie mogło paść ani wcześniej ani później.
PAN. — I chwila opowiedzenia twoich amorów nadeszła?
KUBUŚ. — Kto to wie?
PAN. — Na wszelki wypadek, zaczynaj...
Kubuś rozpoczął historję swoich amorów. Było to poobiedzie; czas był parny; pan zdrzemnął się. Noc zaskoczyła ich w polu; zbłądzili. I oto pan wpada w straszliwy gniew i nie szczędzi tęgich razów słudze, nieborak zaś powtarza za każdym ciosem: „I ten musiał być widocznie zapisany w górze“...
Widzisz, czytelniku, że jestem na ładnej drodze, i że odemnieby tylko zależało kazać ci czekać rok, dwa, trzy lata na opowieść o amorach Kubusia, rozłączając go z panem i każąc każdemu z osobna wędrować poprzez wszystkie przygody jakieby mi się spodobało wyroić. Cóżby mi przeszkodziło ożenić pana i przyprawić mu rogi? wyprawić Kubusia na dalekie wyspy? zapędzić tam jego
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/022
Ta strona została uwierzytelniona.