domagać aby mnie zsadzono; ułożono mnie na ziemi. Młoda kobieta, stojąca w progu, weszła do chaty i wnet ukazała się ze szklanką i butelką wina. Wypiłem pospiesznie parę łyków. Wózki jadące przed naszym, ruszyły. Już miano mnie rzucić z powrotem między towarzyszy niedoli, kiedy, uczepiwszy się mocno sukien tej kobiety, zakląłem się że nie wsiądę z powrotem, i że, jeśli mam umierać, wolę już skończyć tu, na miejscu, niż o dwie mile dalej. Domawiając ostatnich słów, omdlałem. Ocknąłem się w łóżku, w niewielkiej izdebce; koło mnie stał jakiś wieśniak, widocznie gospodarz domu, jego żona (ta sama która udzieliła mi pomocy) i kilkoro drobnych dzieci. Kobieta umaczała róg fartucha w occie, i nacierała mi czoło i skronie.
PAN. — A, łotrze! a, zdrajco!... Widzę już, hultaju, dokąd zmierzasz.
KUBUŚ. — A ja sądzę, że pan nic nie widzi.
PAN. — Nie w tej oto kobiecie gotujesz się zakochać?
KUBUŚ. — A gdyby i tak było, cóżby można na to powiedzieć? Czy człowiek ma władzę zakochania się lub niezakochania? A kiedy jest zakochany, czy może postępować tak jakby nim nie był? Gdyby tak było zapisane w górze, byłbym sobie sam powiedział wszystko co pan masz zamiar mi powiedzieć; byłbym się wypoliczkował; tłukłbym głową o mur; wydzierał sobie włosy; wszystko to nie posunęłoby sprawy ani w tył ani naprzód, i mój dobroczyńca byłby rogalem.
PAN. — Ale, rozumując na twój sposób, niema
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/026
Ta strona została uwierzytelniona.