Kubuś wyrywa się z rąk pana, wchodzi do izby rzezimieszków, trzymając w każdej ręce nabity pistolet. „Prędko, kłaść mi się zaraz, rzecze; pierwszemu, który się ruszy, palę w łeb“... Mina i ton Kubusia były tak wymowne, iż hultaje, którzy cenili życie niegorzej od każdego uczciwego człowieka, wstali od stołu nie pisnąwszy słówka, rozebrali się i położyli. Pan Kubusia, niepewny w jaki sposób skończy się przygoda, czekał nań cały drżący. Kubuś powrócił obładowany odzieniem tych ludzi; zabrał je z sobą, aby im nie przyszła pokusa wstać z łóżek; zgasił światło i zamknął drzwi na dwa spusty, trzymając klucz w dłoni wraz z jednym z pistoletów. „A teraz, panie, rzekł do chlebodawcy, wystarczy zabarykadować się przysuwając łóżka do drzwi, i możemy spać spokojnie...“ I wraz zabrał się do przesuwania łóżek, opowiadając zwięźle i sucho szczegóły wyprawy.
PAN. — Ej, Kubusiu, co z ciebie za człowiek! Więc ty wierzysz...
KUBUŚ. — Nic nie wierzę, ani nie niewierzę.
PAN. — A gdyby się wzdragali położyć?
KUBUŚ. — Ty było niemożliwe.
PAN. — Dlaczego?
KUBUŚ. — Ponieważ tego nie uczynili.
PAN. — A gdyby wstali?
KUBUŚ. — Tem gorzej, lub tem lepiej.
PAN. — Gdyby... gdyby... gdyby... i...
KUBUŚ. — Gdyby... gdyby morze zaczęło wrzeć, siła ryb by się ugotowało, jak powiadają. Cóż, u djaska, przed chwilą myślał pan, iż ja narażam się
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/029
Ta strona została uwierzytelniona.