na wielkie niebezpieczeństwo: wierutny fałsz; teraz wyobrażasz sobie, iż sam jesteś w wielkiem niebezpieczeństwie; być może, hipoteza równie fałszywa. Wszyscy w tym domu boimy się jedni drugich; co dowodzi, że wszyscy jesteśmy głupcy...
Tak rozprawiając, rozebrał się, ułożył i zasnął. Pan, zajadając z kolei kawałek czarnego chleba i wychylając łyk kwaśnego wina, nadsłuchiwał dokoła i, patrząc na chrapiącego Kubusia, myślał: „Cóż za człowiek!...“ W końcu, za przykładem sługi, wyciągnął się również na pryczy, ale nie usnął ani na chwilę. Z pierwszym brzaskiem, Kubuś uczuł że ktoś go trąca; była to dłoń pana, który wołał po cichu: „Kubuś! Kubuś!“
KUBUŚ. — Co takiego?
PAN. — Dnieje.
KUBUŚ. — Być może.
PAN. — Wstawaj.
KUBUŚ. — Poco?
PAN. — Poto, aby się stąd wynieść jak najprędzej.
KUBUŚ. — Poco?
PAN. — Bośmy źle trafili.
KUBUŚ. — Kto to wie; jak również czy lepiej trafimy gdzieindziej?
PAN. — Kubuś?
KUBUŚ. — I cóż, Kubuś! Kubuś! co z pana za człowiek!
PAN. — Co z ciebie za człowiek! Kubuś, mój złoty, proszę cię.
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/030
Ta strona została uwierzytelniona.