PAN. — Nie, nie, w twoje, w moje, we wszystkie kolana w świecie.
KUBUŚ. — Panie, panie, nie zastanowił się pan dobrze; wierz mi pan, żałujemy zawsze jeno siebie.
PAN. — Cóż za szaleństwo!
KUBUŚ. — Ach, gdybym umiał mówić tak jak umiem myśleć! — Ale było napisane w górze, iż będę miał różne rzeczy w głowie, a nie będę umiał znaleźć wyrazów.
Tutaj, Kubuś zapuścił się w metafizykę bardzo subtelną i może bardzo prawdziwą. Starał się wytłómaczyć panu, iż słowo ból jest samo w sobie bez treści, i zaczyna coś znaczyć dopiero wówczas, gdy przywodzi na pamięć wrażenie któregośmy sami doznali. Pan zapytał, czy zdarzyło mu się kiedy rodzić.
— Nie, odparł Kubuś.
— A czy myślisz, że to wielki ból?
— Oczywiście!
— Litujesz się nad kobietą w boleściach rodzenia?
— Bardzo.
— Zdarza ci się tedy litować nad kim innym niż sobą.
— Litość budzi we mnie istota, która załamuje ręce, wyrywa sobie włosy, wydaje krzyki, ponieważ wiem z doświadczenia, iż nie czyni się tego bez bólu; ale, co się tyczy cierpień właściwych kobiecie rodzącej, nie lituję się ich: niewiem co to jest, Bogu dzięki! Ale, aby wrócić do niedoli, którą znamy obaj, do historji mego kolana, które stało się pańskiem wskutek pańskiego upadku...
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/039
Ta strona została uwierzytelniona.