tyczy instynktów i charakterów, że nie urodzi się nic tak dziwacznego w fantazji poety, czegoby wzoru doświadczenie i obserwacja nie odnalazły w naturze. Ja, który do was mówię, odnalazłem sobowtóra Lekarza mimowoli[1], którego, do tego czasu, uważałem za wymysł najbardziej szalonej i rozigranej pustoty. — Jakto! sobowtóra owego męża, któremu żona mówi: Mam troje dzieci na ręku; on zaś odpowiada: Postaw je na ziemi... Wołają o chleb: Daj im kije! — Właśnie. Oto jego rozmowa z moją żoną:
„To pan, panie Gousse?
— Tak, pani, nikt inny.
— Skąd pan przybywa?
— Stamtąd gdzie byłem.
— Cóż pan porabiał?
— Naprawiałem młyn, który źle chodził.
— Czyjże był ten młyn?
— Nie wiem; nie wzywano mnie do naprawienia młynarza.
— Jest pan bardzo przyzwoicie odziany, wbrew swoim zwyczajom; tylko dlaczego pod tem ubraniem, bardzo schludnem, brudna koszula?
— Stąd, że mam tylko jedną.
— A dlaczego tylko jedną?
— Dlatego, że mam tylko jedno ciało naraz.
— Męża niema w domu, ale to nie przeszkadza abyś pan zjadł objad.
— Juścić nie, skoro nie powierzyłem mu ani mego żołądka ani apetytu.
— Jak się miewa żona?
— Jak się jej podoba; to jej rzecz.
- ↑ Komedja Moliera (Akt I, scena 1).