Cukiernik przeczytał i zbladł.
Komisarz rzekł: „Uspokój się, zastanówmy się jeno razem, co czynić abyśmy obaj wyszli cało. Kto bywa u ciebie w domu?
— Nikt.
— Twoja żona jest ładna i zalotna.
— Zostawiam jej swobodę.
— Czy nikt do niej nie smali cholewek?
— Na honor nie, chyba pewien intendent, który zachodzi niekiedy wyściskiwać jej ręce i pleść koszałki-opałki, ale dzieje się to w sklepie, na moich oczach, w obecności czeladzi, i sądzę iż niema między nimi nic coby mnie mogło niepokoić.
— Dobra dusza z ciebie!
— Być może; ale najlepsze co pozostaje człowiekowi, to wierzyć w uczciwość żony: tak też czynię.
— A ten intendent w czyjej jest służbie?
— Pana de Saint-Florentin[1].
— A z jakiej kancelarji, jak mniemasz, pochodzi ów dekret?
— Hm, może z kancelarji pana de Saint-Florentin.
— Rzekłeś.
— Nie! zjadać moje paszteciki, wyściskiwać żonę i kazać mnie zamykać w więzieniu, toby była zbyt czarna niewdzięczność: nie mogę uwierzyć!
— Dobra z ciebie dusza! Jak ci się wydawała żona w ostatnich dniach?
— Raczej smutna niż wesoła.
— A intendenta od jak dawna nie widziałeś?
— Wczoraj, zdaje mi się; tak, wczoraj.
- ↑ Hr. de Saint Florentin, minister departamentu spraw duchownych, w r. 1748—1787.