przyjąć jego pieniądze, widział wierny obraz gospodarza: ściskał żonę, ściskał kuma, ściskał Kubusia i pana, krzyczał: „Niechże kto idzie czemprędzej wygonić z domu przeklętych komorników.
KUM. — Ale przyznajcie...
GOSPODARZ. — Przyznaję że wszystko muszę popsuć; ale, mój kumie, cóż chcecie? Jaki jestem, taki jestem. Natura stworzyła mnie człowiekiem najbardziej twardym i najbardziej tkliwym; nie umiem ani dać ani odmówić.
KUM. — Nie mógłbyś spróbować być inny?
GOSPODARZ. — Jestem w wieku w którym się człowiek nie odmienia; ale, gdyby pierwszy, z którym miałem sprawę, zmył mi głowę jak ty uczyniłeś, może byłbym się stał lepszy. Kumie, dziękuję za lekcję, postaram się z niej skorzystać... No kobieto, chodź-że prędko na dół i daj mu co trzeba. Ech, u djabła, rusz-że się, do kroćset, rusz się; co się tak ślimaczysz!... Kobieto, proszę cię, spiesz-że się trochę, i nie każ mu czekać; wrócisz później szukać towarzystwa tych panów, które, o ile mi się zdaje, bardzo ci przypadło do smaku...“
Żona i kum zeszli na dół; gospodarz został jeszcze chwilę; skoro odszedł, Kubuś rzekł: Oto mi szczególny człowiek! Niebo, które zatrzymało nas tutaj i zesłało niepogodę umyślnie poto abyś pan usłyszał historję moich amorów, czegóż znów teraz sobie życzy?“
Pan, wyciągając się w fotelu, ziewając, pukając w tabakierkę, odpowiedział: „Kubusiu, jeszcze niejeden dzień mamy przeżyć ze sobą, chyba że...
KUBUŚ. — To znaczy, że, na dzisiaj, niebo chce
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.