lega mego kapitana, dostaje tęgie pchnięcie szpadą w piersi; przygwożdżony podnosi go, każe zanieść do domu i powiada: „Panie, zobaczymy się jeszcze...“ P. de Guerchy nie odpowiada nic; kolega mego kapitana odpowiada: „Panie, liczę na to.“ Biją się raz, drugi, trzeci, aż do ósmego lub dziesiątego razu, i zawsze przygwoździciel zostaje na placu. Byli to obaj znaczni oficerowie, obaj ludzie wysokiej wartości; przygoda ich narobiła hałasu; wdało się ministerjum. Zatrzymano jednego w Paryżu, drugiego wysłano na posterunek. P. de Guerchy poddał się rozkazom dworu; kolega mego kapitana był zrozpaczony; taka jest różnica między dwoma ludźmi dzielnymi z natury, ale z których jeden jest rozsądny, drugi zaś ma swego bzika
Aż dotąd, przygoda pana de Guerchy i kolegi mego kapitana jest im wspólna: poprostu taż sama; oto przyczyna dla której wymieniłem obu, rozumie pan teraz? Tutaj, rozdzielę ich i będę mówił jedynie o koledze kapitana, reszta bowiem należy tylko do niego. Ach, panie, tu dopiero pan zobaczy, jak mało jesteśmy panami naszych losów i ile dziwacznych rzeczy napisano na wielkiej wstędze!
Kolega mego kapitana, alias przygwoździciel, uzyskuje pozwolenie odwiedzenia stron rodzinnych. Droga wiodła przez Paryż. Zajmuje miejsce w dyliżansie. O godzinie trzeciej rano, dyliżans przejeżdża koło Opery; właśnie publiczność wychodziła z balu. Kilku zamaskowanych trzpiotów wpada na pomysł śniadania z podróżnymi dyliżansu; o świcie, przybywają na miejsce popasu. Przyglądają się sobie. Któż opisze zdumienie obu, gdy przygwoż-
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.