PAN. — Ale-bo pani nie wiadomo, pani gosposiu, że ten oto Kubuś jest filozofem w swoim rodzaju, i niezmiernie wysoko szacuje owych rycerzy z pod ciemnej gwiazdy, którzy hańbę ściągają i na siebie samych i na sprawę której bronią tak licho. Powiada, iż jego kapitan nazywał ich odtrutką na Huetów, Nicolów, Bossuetów[1]. Nie rozumiał z tego ani słowa, jak i pani zresztą... Pani mąż już w łóżku?
GOSPODYNI. — Odkąd!
PAN. — I pozwala się pani tak zabawiać?
GOSPODYNI. — Mój mąż ma dobrą szkołę... Pani de La Pommeraye siada do karety, objeżdża przedmieścia najbardziej oddalone od dzielnicy gdzie mieszkały obie d’Aisnon, wynajmuje małe mieszkanko, w uczciwym domu, w sąsiedztwie parafii, każe umeblować je jak można najskromniej, zaprasza d’Aisnonkę wraz z córką na obiad i zagospodarowuje je, tego samego dnia czy w kilka dni później, przepisując najformalniej tryb życia jakiego mają się trzymać.
KUBUŚ. — Pani gosposiu, zapomnieliśmy o zdrowiu pani de La Pommeraye, takoż i margrabiego des Arcis; o, to się doprawdy nie godzi.
GOSPODYNI. — Tylko śmiało, panie Jakóbie, piwnica jeszcze nie pusta... Oto owe przepisy, lub przynajmniej to co z nich zapamiętałam:
„Nie będziecie uczęszczać na miejsca publicznych przechadzek; nie trzeba bowiem aby was poznano.
„Nie będziecie przyjmować nikogo, nawet z najbliższego sąsiedztwa, trzeba bowiem zachować pozory życia najbardziej zamkniętego.
- ↑ Nazwiska głośnych pisarzy teologicznych.