który, za czasu mego panowania, przypierał cię tak wytrwale?
— Prosiłam, aby zaniechał odwiedzin, i nie widziałam go od tego czasu.
— Ależ to szaleństwo! I czemuż go oddalać?
— Bo mi się nie podoba.
— Och, margrabino, zdaje mi się że zgaduję twoją tajemnicę: pani mnie jeszcze kochasz.
— Być może.
— Liczysz na mój powrót.
— Dlaczego nie?
— I zabezpieczasz sobie wszelkie przewagi postępowania bez zarzutu.
— I to możliwe.
— I, gdybym miał szczęście albo nieszczęście nawiązać rzecz na nowo, gotujesz sobie bodaj zasługę milczenia, jakiem pokryłabyś moje wybryki.
— Zbyt wiele szlachetności i delikatności przypisujesz mi, margrabio.
— Moja przyjaciółko, po tem co uczyniłaś, niema bohaterstwa do któregobyś nie była zdolną.
— Cieszy mnie, że tak mniemasz.
— Na honor, jesteś pani dla mnie niebezpieczniejsza niż kiedykolwiek: zaczynam się obawiać nie na żarty.
KUBUŚ. — I ja także.
GOSPODYNI. — Upłynęły mniejwięcej trzy miesiące od czasu gdy rzeczy stanęły na tym punkcie. Pani de La Pommeraye uznała, że czas rozpocząć grę na serjo. Pewnego letniego dnia, w piękną pogodę, kiedy spodziewała się margrabiego na obiad, kazała powiedzieć d’Aisnonce i jej córce, aby się
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/170
Ta strona została uwierzytelniona.