grabia był pełen attencyj dla matki i najbaczniejszej grzeczności dla córki. Była to w istocie cicha zabawa, wielce ucieszna dla tych trzech kobiet, owe skrupuły margrabiego aby nic nie powiedzieć, nie pozwolić sobie na nic coby je mogło spłoszyć.
Były na tyle okrutne, iż wytrzymały go na rozmówkach z zakresu dewocji przez trzy godziny z rzędu, aż pani de La Pommeraye rzekła: „Twoje odezwania się, margrabio, przynoszą istotny zaszczyt pańskim rodzicom; pierwsze nauki wyniesione z domu nie zacierają się nigdy. Chwytasz w lot wszystkie subtelności miłości bożej, tak jakgdybyś miał zawsze jeno św. Franciszka Salezego za cały pokarm duchowy. Czyżbyś był potrosze kwietystą?[1]
— Nie przypominam już sobie...“
Nie potrzebuję mówić, że nasze pobożnisie włożyły w rozmowę cały możebny zasób wdzięku, lekkości, dowcipu i ponęty. Dotknięto mimochodem kwestji namiętności; panna Duquênoi (było to jej rodowe nazwisko) utrzymywała, iż istnieje wśród nich jedna tylko niebezpieczna. Margrabia podzielał jej zdanie. Pomiędzy szóstą a siódmą, panie zaczęły się żegnać. Żadne nalegania nie zdołały ich zatrzymać; pani de La Pommeraye zgadzała się z panną Duquênoi, iż trzeba zawsze dawać obowiązkowi miejsce przed zabawą, inaczej nie byłoby dnia, którego słodyczy nie skaziłyby wyrzuty. Odeszły tedy, ku wielkiemu żalowi margrabiego, który pozostał sam na sam z panią de La Pommeraye.
PANI DE LA POMMERAYE. — I cóż, margrabio! przyznaj że jestem dobra? Znajdź mi w Paryżu drugą kobietę, któraby uczyniła toż samo.
- ↑ Kwietyzm, mistyczny kierunek religijny wiodący się od św. Teresy i św. Franciszka Salezego, dążący do osiągnięcia najwyższego stopnia ekstazy przez zupełny zanik indywidualnego życia duchowego.