i zniewoloną ofiarę matki i pani de La Pommeraye; trzeba było, aby, najokrutniejszem postępowaniem, zmusiły ją, wbrew woli, do udziału w szeregu zbrodni prowadzonych rok cały; trzeba było przygotować w ten sposób pojednanie z mężem. Kiedy się wprowadza osobistość na scenę, trzeba aby rola jej była jednolita; owóż, pytam się pani, urocza gosposiu, czy tamta dziewczyna spiskująca z dwiema zbrodniarkami jest tą samą skruszoną kobietą, którą widzieliśmy oto u stóp męża? Zgrzeszyłaś przeciw prawidłom Arystotelesa, Horacego, Widy[1] i Le Bossu’ego[2].
GOSPODYNI. — Nie znam żadnego ani bosego ani w butach; opowiedziałam rzecz jak była, nic nie opuszczając ani nie dodając. Któż wie, co się działo w sercu tej dziewczyny, i czy, w chwilach gdy nam się zdawało iż działa bez wszelkich skrupułów, nie żarła jej tajemna zgryzota?
KUBUŚ. — Pani gosposiu, na ten raz, muszę zgodzić się ze zdaniem pana, który mi to wybaczy, ile że fakt zdarza się nader rzadko, ze zdaniem owego Bosego, którego nie znam, i innych wzmiankowanych przezeń panów, którzy mi są równie nieznani. Jeżeli panna Duquênoi, dawniej d’Aisnon, była w istocie poczciwem dzieckiem, byłoby się to w czemś ujawniło.
GOSPODYNI. — Czy była poczciwem dzieckiem czy nie, to pewna iż jest wyborną żoną; że mąż szczęśliwy jest z nią jak król, i nie zamieniłby ją na żadną inną.
PAN. — Winszuję mu: okazał się bardziej szczęśliwym niż rozsądnym.