PAN. — Już tam stoję.
KUBUŚ. — Ujrzy pan w pośrodku ulicy dorożkę przewróconą na bok, ze złamanym stopniem.
PAN. — Już widzę.
KUBUŚ. — Gramoli się z niej mnich i dwie dziewczyny. Mnich umyka co tchu. Woźnica z pośpiechem złazi z kozła. Piesek woźnicy puszcza się w pogoń za mnichem, i chwyta go za połę habitu; mnich robi co może aby się uwolnić. Jedna z dziewczyn, rozmamana, z odkrytą piersią, trzyma się za boki od śmiechu. Druga, która sobie nabiła guza na czole, oparła się o drzwiczki dorożki i ściska głowę obiema rękami. Tymczasem, zebrała się ciżba ludu, ulicznicy zbiegają się wydając okrzyki, kramarze i kupczychy wylęgają na próg kramików, inni zaś spektatorzy wychylają się do pół ciała z okien.
PAN. — Tam do licha! Kubusiu, oto kompozycja obrazu dobrze rozmieszczona, bogata, miła dla oka, urozmaicona i pełna ruchu. Za powrotem do Paryża zanieś ten temat Fragonardowi[1], a zobaczysz co zeń zrobi.
KUBUŚ. — Po tem co mi pan wyznał o swem znawstwie w sztuce malowania, mogę przyjąć pochwałę nie spuszczając oczu.
PAN. — Założyłbym się, że to jedna z przygód ojczulka Hudsona.
KUBUŚ. — To prawda.
Czytelniku, podczas gdy nasi przyjaciele śpią, miałbym ochotę podsunąć ci do poduszki małe zagadnienie; czem byłoby dziecko urodzone z ojca Hudsona i pani de La Pommeraye? — Być może
- ↑ Fragonard (1732—1804), również jeden z najwybitniejszych malarzy francuskiej szkoły XVIII w.