wały się z podziwu narówni z mężami. Ale, zaraz nazajutrz, pani Zuzanna kiwa na mnie palcem i mówi: „Kubusiu, nie masz nic do roboty?
— Nie, pani sąsiadko; w czem mogę usłużyć?
— Chciałabym... chciałabym...“ i, mówiąc to chciałabym, ściska mi rękę i spogląda dość szczególnie; „chciałabym, abyś wziął gnip[1] i pomógł mi wyciąć parę naręczy wikliny, za ciężka to bowiem robota na mnie samą.
— Bardzo chętnie, pani Zuzanno...“
Biorę gnip i ruszamy. Po drodze, Zuzanna opiera się głową o moje ramię, bierze mnie pod brodę, ciągnie za uszy, daje kuksańce w bok. Przybywamy. Miejsce było spadziste. Pani Zuzia wyciąga się na ziemi z nogami nieco rozsuniętemi i rękami założonemi pod głową. Ja, nieco poniżej, uwijam się z moim nożem. Zuzanna przyciągnęła nogi ku sobie, zbliżając pięty do pośladków; wniesione kolana czyniły spódniczkę mocno kusą. Ja ciągle macham gnipem, prawie na oślep. Wkońcu, Zuzanna rzecze: „Kubusiu, kiedy ty skończysz?
— Kiedy pani zechce, pani Zuzanno.
— Czy nie widzisz, rzekła półgłosem, że ja chcę abyś skończył?...“ Kończę tedy, nabieram tchu, kończę jeszcze raz; pani Zuzia zaś...
PAN. — Wzięła ci dziewictwo, którego nie miałeś?
KUBUŚ. — W istocie; ale Zuzia nie dała się oszukać, uśmiechnęła się i rzekła: „Ładnie sobie zakpiłeś z mego kpiarza: hultaj z ciebie.
— Co pani chce przez to powiedzieć, pani Zuzanno?
- ↑ Gnip, silny nóż ogrodniczy.