PAN. — Z tego z czego zawsze będę się musiał śmiać, tak samo jak ty, ilekroć sobie przypomnę tego księżyka na widłach mężowskich.
KUBUŚ. — Owóż, w niedługi czas po tej przygodzie (doszła ona do uszu mego ojca, który uśmiał się również), zaciągnąłem się do wojska...
Po kilku chwilach milczenia czy też kaszlu Kubusia (powiadają jedni), lub też skoro obaj uśmiali się do syta (powiadają drudzy), pan, zwracając się do sługi, rzekł: „A historja twoich amorów?“ — Kubuś potrząsnął głową i nie odpowiedział.
W jaki sposób człowiek rozumny, obyczajny, który chce uchodzić za filozofa, może szukać zabawy w opowiadaniu równie bezwstydnych bajeczek? — Po pierwsze, czytelniku, to nie bajeczki, to historja; kiedy opowiadam figielki Kubusia, nie czuję się bardziej winnym, a może mniej, niż Swetoniusz, kiedy wam przekazuje wyuzdania Tyberyusza. Pomimo to, czytacie Swetoniusza i nie czynicie mu z tego żadnego zarzutu. Dlaczego nie marszczycie takoż brwi przy Katullu, Marcyalu, Horacym, Juwenalu, Petroniuszu, La Fontainie i tylu innych? Czemu nie powiadacie stoikowi Senece: „Naco nam wiedzieć plugastwa twego niewolnika ze zwierciadłem?“[1] Dlaczego jesteście pobłażliwi tylko względem zmarłych? Zastanówcie się nieco nad tą stronniczością, a ujrzycie, iż rodzi się z jakowejś zdrożnej zasady. Jeślicie niewinni, nie będziecie mnie czytać; jeśli jesteście zepsuci, będziecie czytać bez szkody. A wreszcie, jeśli to co powiadam
- ↑ Hostius.