mów, i wyobrażać sobie, iż pokalałaby wasze usta, oczy i uszy? Doskonałe! Wyrażenia najmniej używane, najrzadziej pisane, najściślej przemilczane, to te właśnie które najlepiej są wiadome i najpowszechniej znane; to też wyraz obł... nie mniej jest wam poufały jak słowo chleb; żaden wiek nie jest go nieświadom, żadno narzecze nie jest go pozbawione: ma tysiąc synonimów w każdym języku, wciska się w każdy bez słów, bez głosu, bez znaku; ta zaś płeć która praktykuje go najwięcej, najtroskliwiej zwykła go przemilczać. Słyszę znowu, jak wykrzykujecie: „Pfe, cynik! pfe, bezwstydnik! pfe, sofista!...“ Śmiało, lżyjcie do syta czcigodnego autora którego macie bezustanku w rękach, i którego jestem tu jeno tłómaczem. Swoboda stylu jest mi niemal zakładem czystości jego obyczajów; to Montaigne[1]. Lasciva est nobis pagina, vita proba.
Kubuś i jego pan spędzili resztę dnia nie otwierając ust. Kubuś kaszlał, pan mówił: „Cóż za uparty kaszel!“ zaglądał na zegarek nie myśląc o godzinie, otwierał tabakierkę nie wiedząc o tem, i siąkał niuch tabaki nie czując go nawet; czego dowodem, iż powtarzał te czynności po trzy i cztery razy z rzędu, w tym samym porządku. Za chwilę, Kubuś zaczynał kaszlać znowu, panzaś powiadał: „Cóż za djabelski kaszel! Ale też lałeś w siebie to wińsko aż po samą grdykę! Wczoraj wieczór, z tym sekretarzem, także sobie nie żałowałeś; kiedyś przyszedł na górę, chwiałeś się na nogach, nie wiedziałeś co gadasz; dzisiaj też zrobiłeś z dziesięć postojów, i ręczę że nie zostało ani kropli wina w bukłaczku?...“ Nastę-
- ↑ Cały ten ustęp, nie odznaczający się zresztą zbytnią lekkością ręki, jest parafrazą Montaigne’a (Essais, Ks. III, Roz. 5.). Trzeba zauważyć, iż uogólnienie co do stylu Montaigne’a jest zbyt śmiałe: w całem jego obszernem dziele ów rozdział jest niemal jedynym, poruszającym w nader swobodny sposób tę płochą materję.