KUBUŚ. — I, po tej mężnej apostrofie, wystosowanej do drogiego przyjaciela, kawalera de Saint-Ouin, coś pan uczynił?
PAN. — Dotrzymałem słowa: przestałem bywać.
KUBUŚ. — Bravo! Bravo! mio caro maestro!
Minęły dwa tygodnie; żadnego znaku życia. Kawaler tylko donosił mi wiernie o następstwach mojej absencji i zagrzewał abym się trzymał twardo. Powtarzał: „Zaczynają się dziwić, spoglądają po sobie, szeptają po kątach; zastanawiają się czem mogli dać powód niezadowolenia. Panienka wysila się na godność; powiada, z przybraną obojętnością, poprzez którą widzi się łatwo że jest dotknięta: „Ten pan nie raczy się pokazywać; widocznie nie zależy mu na naszej znajomości; jak mu się podoba, to jego rzecz...“ Następnie, okręca się na pięcie, zaczyna nucić, idzie ku oknu, wraca, ale z czerwonemi oczkami; wszyscy widzą wyraźnie, że płakała.
— Płakała!
— Siada; bierze robótkę; chce pracować, ale jej nie idzie. Wszyscy rozmawiają, ona milczy; starają się ją rozerwać, wszystko drażni ją tylko. Ktoś podsuwa jakąś grę, przechadzkę, widowisko: panna przystaje; nagle, skoro wszystko gotowe, czegoś innego się jej zachciewa i znowu odchciewa w chwilę później... Och, ałe co to? zaczynasz być jakiś nieswój! Już nic nie powiem.
— Więc, kawalerze, sądzisz, gdybym się pojawił...
— Sądzę, że byłbyś głupcem. Trzeba umieć wytrwać, być mężczyzną. Jeśli wrócisz, nie będąc
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/299
Ta strona została uwierzytelniona.