Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/323

Ta strona została uwierzytelniona.

dobądźcie szpad i zatopcie je w mem łonie; jeśli, wydając ostatnie tchnienie, ujrzę was obejmujących się uściskiem, skonam bez żalu...“ Desglands i jego rywal stali nieruchomo, albo też nieśli jej pomoc; parę łez dobyło się z ich oczu. Wszelako trzeba było się rozstać. Piękną wdowę, nawpół żywą, odwieziono do domu.
KUBUŚ. — I cóż, panie, nacóż mi było portretu, którym mnie uraczyłeś? Czyż nie wiedziałbym w tej chwili wszystkiego, co mi pan o niej powiedział?
PAN. — Nazajutrz, Desglands złożył wizytę uroczej zmiennicy; zastał rywala. Jakież było zdziwienie obojga, gdy ujrzeli Desglands’a z policzkiem zakrytym wielkim kręgiem czarnej kitajki. „Co to takiego? rzekła wdowa.
DESGLANDS. — To? nic.
RYWAL. — Mała fluksja?
DESGLANDS. — To przejdzie.“
Po chwili rozmowy, Desglands wyszedł; wychodząc, uczynił rywalowi znak; tamten zrozumiał. Schodzą, opuszczają dom, jeden jedną stroną ulicy, drugi drugą, spotykają się poza ogrodem pięknej wdowy, biją się; rywal Desglands’a zostaje na placu, ciężko ale nie śmiertelnie zraniony. Podczas gdy go odnoszą do domu, Desglands wraca do wdowy, siada, rozmawiają jeszcze o wczorajszem wydarzeniu. Ona pyta, co znaczy ta ogromna i śmieszna muszka pokrywająca mu twarz. Wstaje, spogląda w lustro. „W istocie, powiada, uważam, iż jest nieco za duża...“ Bierze nożyczki damy, odkleja krążek kitajki, uszczupla go dokoła o parę linij, przykleja z powrotem i powiada: „Jakże mnie pani znajduje obecnie?