— O parę linij mniej śmiesznym niż poprzednio.
— To już zawsze coś.
Rywal Desglands’a wyzdrowiał. Drugi pojedynek; zwycięstwo znów zostało przy Desglandzie, tak samo pięć czy sześć razy z rzędu. Po każdem spotkaniu, Desglands zmniejszał krążek kitajki, przyklejając resztę z powrotem na policzek.
KUBUŚ. — Jakiż był koniec tej przygody? Kiedy mnie zawieziono do zamku Desglands’a, zdaje mi się, że nie miał już czarnego krążka.
PAN. — Nie. Koniec przygody stał się końcem pięknej wdowy. Długa zgryzota, w jaką ją wtrąciło to zdarzenie, podkopała do reszty jej wątłe i nadwerężone zdrowie.
KUBUŚ. — A Desglands?
PAN. — Jednego dnia, kiedyśmy się przechadzali razem, otrzymał bilecik, otworzył i rzekł: „Był to bardzo dzielny człowiek, ale nie mogę smucić się jego śmiercią“... I w tejże chwili zerwał z policzka resztkę czarnego plastra, sprowadzonego częstemi przycinaniami niemal do rozmiaru zwyczajnej muszki. Oto historja Desglands’a. Czy Kubuś zadowolony? mogęż mieć nadzieję, że teraz wysłucha historji moich amorów, albo też podejmie historję swoich?
KUBUŚ. — Ani jedno ani drugie.
PAN. — A przyczyna?
KUBUŚ. — Że jest gorąco, że czuję się zmęczony, że okolica jest prześliczna, że pod drzewami jest cień, i że wypoczniemy sobie zażywając chłodu nad brzegiem strumienia.
PAN. — Zgoda; ale twój katar?
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/324
Ta strona została uwierzytelniona.