łóżka, podniosłem spodniczki aż do kolana, koło którego zacisnęła je obiema rękami, ucałowałem nóżkę i umocowałem podwiązkę. Zaledwie zdołałem tego dokonać, weszła Joanna.
PAN. — A to wizyta nie w porę!
KUBUŚ. — Może tak, może nie. Zamiast zauważyć nasze pomięszanie, zobaczyła tylko podwiązkę w ręku Dyzi. „Cóż za śliczna podwiązka, rzekła: ale gdzie druga?
— Na nodze, odparła Dyzia. Powiedział mi pan Kubuś, że je kupił dla swojej panny: myślałam więc że to dla mnie. Nieprawdaż, mamo, skoro włożyłam jedną, muszę już zatrzymać i drugą?
— Tak, panie Kubusiu, Dyzia ma słuszność, jedna podwiązka nic nie warta bez drugiej, a nie zechce pan przecie odbierać tej którą ma.
— Czemu nie?
— Bo Dyzia by tego nie chciała, ani ja też nie.
— Więc ułóżmy się; zapnę jej drugą w pani obecności.
— Nie, nie, nie uchodzi.
— Niechże tedy odda obie.
— Także nie uchodzi.“
Tu Kubuś i jego pan wjechali w wieś, gdzie mieli odwiedzić dziecko i żywicieli dziecka spłodzonego przez kawalera de Saint-Ouin. Kubuś umilkł; pan rzekł: „Zesiądźmy i zróbmy popas.
— Czemu?
— Bowiem, wedle wszelkiego podobieństwa, zbliżasz się do rozwiązania twoich amorów.
— Nie zupełnie.
Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/345
Ta strona została uwierzytelniona.