Strona:PL-Denis Diderot-Kubuś Fatalista i jego Pan.djvu/350

Ta strona została uwierzytelniona.

Wydawca dodaje: Tydzień minął. Odczytałem rzeczone pamiętniki; z trzech paragrafów, znalezionych tamże a brakujących w rękopisie, którego jestem posiadaczem, pierwszy i ostatni zdają mi się oryginalne, środkowy zaś wyraźnie podrobiony. Oto pierwszy, który każe się domyślać drugiej przerwy w rozmowie Kubusia i jego pana.
Pewnego świątecznego dnia, gdy pan zamku był na polowaniu, reszta zaś domowników udała się na mszę do kościoła parafjalnego, oddalonego o dobre ćwierć mili, Kubuś, prawie zupełnie zdrów, siedział na fotelu, Dyzia zaś koło niego. Oboje milczeli: zdawali się dąsać na siebie i w istocie się dąsali. Kubuś poruszył niebo i ziemię aby nakłonić Dyzię by uczyniła go szczęśliwym, ale panna Dyzia była niewzruszona. Po długiem milczeniu, Kubuś, płacząc gorącemi łzami, rzekł twardo i z goryczą: „Bo ty mnie nie kochasz...“ Dziewczyna, rozżalona, wstaje, bierze go za ramię, popycha gwałtownie na kraj łóżka, siada na niem i mówi: „Tak pan myśli, panie Kubusiu, nie kocham pana? Więc dobrze, panie Kubusiu, czyń pan z nieszczęśliwą Dyzią wszystko co się panu podoba...“ To mówiąc, wybucha płaczem i aż dławi się od łkania.
Powiedz mi, czytelniku, co byłbyś uczynił na miejscu Kubusia? Nic. Otóż, to samo uczynił i on. Posadził Dyzię z powrotem na krześle, rzucił się jej do nóg, otarł łzy płynące z oczu, ucałował ręce, pocieszył, upewnił, uwierzył iż jest czule kochanym, i zdał na wolę jej miłości wybór chwili, w której spodoba się Dyzi nagrodzić jego uczucia. Postąpienie to nad wyraz rozczuliło Dyzię.