mierzyć swędzenie poniżej kolana i w kolanie, trzeba było uśmierzyć je także ponad kolanem, gdzie dokuczało mu tem żywiej. Dyzia przyłożyła flanelkę powyżej kolana i zaczęła nacierać dość mocno, najpierw jednym palcem, potem dwoma, trzema, czterema, całą ręką. Namiętność Kubusia, który przez cały czas nie przestał się w nią wpatrywać, wzrosła do tego stopnia, iż, nie mogąc się dłużej powstrzymać, chwyta Dyonizę za rękę, kładzie ją...[1]
Otóż, to co następuje dalej nie pozostawia żadnej wątpliwości co do plagiatu. Plagiator dodaje: „Jeśli nie jesteś zadowolony z tego obrotu miłości Kubusia, czytelniku, zrób lepiej, zgadzam się. W jakikolwiek sposób weźmiesz się do rzeczy, pewien jestem, że skończysz jak ja. — Mylisz się, niegodziwy potwarco, nie skończę jak ty. Dyoniza była uczciwa. — A któż powiada co innego? Kubuś chwyta ją za rękę i kładzie ją (niby tę rękę) sobie na ustach. To ty jesteś zepsuty do szpiku kości i domyślasz się tego czego się nie mówi. — Jakże? zatem skończyło się tylko na ręce... — Oczywiście: Kubuś za wiele miał rozsądku, aby pokalać tę, z której chciał uczynić swoją żonę, i zatruwać sobie nieufnością resztę życia. — Toć przecie wyraźnie czytaliśmy, w poprzedzającym paragrafie, iż poruszył niebo i ziemię, aby skłonić Dyzię do ostatecznych ustępstw. — Widocznie nie miał jeszcze zamiaru poślubienia jej.
Trzeci paragraf ukazuje nam Kubusia, biednego Fatalistę, jak, z żelazem na nogach i rękach, w głębi ciemnego więzienia, leży wyciągnięty na słomie, przyzywając na pomoc całą filozofię swego kapitana,
- ↑ W oryginale, słowne quiproquo w tem miejscu wypada znacznie grubiej. Bardzo podobna, ale o wiele swobodniejsza scena znajduje się w Tristramie Shandy (Rozdz. CCLXXII).