Strona:PL-Krzysztof Nawratek-Miasto jako idea polityczna.pdf/113

Ta strona została uwierzytelniona.
113
Intymne

cej religii czy dominującej ideologii – spowodował, że również przestrzennie miasto nie opowiada już jednej historii, a raczej mamrocze wiele różnych bajek. Nastąpił rozpad społeczności i rozpad przestrzeni, prywatyzacja zamieniła Obywatela – członka politycznej wspólnoty – w konsumenta-indywiduum. Ale owa prywatyzacja bynajmniej nas nie wyzwoliła. Wielkie centra handlowe badają, skąd przyjeżdżają do nich ich klienci. Trasy komunikacji publicznej prowadzi się tam, gdzie zagęszczenie mieszkańców jest największe, lokowanie usług publicznych czy komercyjnych również jest od tego uzależnione. We wszystkich tych przypadkach jesteśmy jednak traktowani jak jednostki-wolne cząsteczki, które ruchami Browna przemieszczają się to tu, to tam i dopiero przyłożenie pewnej siły powoduje, że idziemy / jedziemy tam, gdzie „oni” chcą, byśmy poszli. Rozbicie całościowej struktury miasta następuje równolegle z tworzeniem struktur usług komercyjnych. Pięć elementów Lyncha zastąpione zostało w zasadzie trzema: ulicą handlową, centrum handlowym oraz (dowolnego typu) atrakcją turystyczną.
Funkcjonalny rozpad struktury miejskiej nie zaczął się jednak wczoraj. Gdy komunikacja w mieście przestała odbywać się na nogach jego Obywateli, gdy pojawiły się dorożki, a potem samochody, autobusy, tramwaje i w końcu metro, miasto powoli traciło ciągłość. Jego struktura coraz bardziej stawała się punktowa. Możemy oczywiście mówić o sieci związanych ze sobą punktów, lecz same wiązania są przecież bez wartości. To raczej problem, a nie zaleta, że potrzebujemy czasu, by dostać się z punktu a do punktu b. W gruncie rzeczy nasze miasta subiektywne to kawałki realnie istniejącego miasta (oraz przestrzeni innych miast, wsi lub otoczenia) złożone w jedną całość, lecz niestety popękane wewnętrznie. To raczej nie sieć, w której dostępność do poszczególnych węzłów może odbywać się na różne sposoby, lecz wyraźnie zhierarchizowany „pałac wyobraźni”. Szczeliny w owym pałacu, czas, który spędzamy, przechodząc z jednej „komnaty”