Strona:PL-Rafał Górski-Bez państwa.pdf/57

Ta strona została przepisana.

ców, jednak na pytanie o plebiscyt w sprawie finansowania z budżetu bezpłatnej komunikacji miejskiej odpowiedział, że nie zgodzi się na podobne głosowanie, ponieważ „samorząd nie jest od robienia prezentów mieszkańcom”. Innym przykładem jest udział w wojnie, nawet tej planowanej przez rządzących z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. To rząd lub parlament, a nie ogół obywateli, podejmuje decyzję, kiedy i w jakiej sprawie społeczeństwo ma zabrać głos. Referenda siłą rzeczy ograniczają więc uczestnictwo obywateli w procesie ustawodawczym do ram określonych przez gremia rządzące.
Pojawiają się także inne zagrożenia. Co najmniej niepokojące są doświadczenia z totalną demokracją bezpośrednią w społeczeństwach tradycyjnych, nawet w skali lokalnej. Dobrym przykładem są indyjskie Panczajaty, gdzie zebraniom ogółu mieszkańców wioski dano prawo rządzenia, sądzenia, kształtowania sumień i egzekwowania nakazów moralnych. Lokalny despotyzm w niczym nie ustępuje tam okropieństwom totalitarnych systemów państwowych. Jest tak, ponieważ nie wytyczono rozsądnej granicy między uprawnieniami demokratycznej wspólnoty a prawem do niezawisłości poszczególnych jednostek.
W demokracji uczestniczącej nie powtórzono tego błędu. Głosowania i negocjacje dotyczą tutaj raczej sfery ekonomicznej i administracyjnej oraz kształtowania najbliższego otoczenia. Przychodząc na zgromadzenie obywatelskie, można ustosunkować się do określonej kwestii w sposób częściowy lub na bieżąco dokonać korekt, co w referendum nie jest możliwe. Do wyjątków należą referenda, podczas których głosujący mają możliwość wyboru spośród większej liczby proponowanych rozwiązań, co przecież jest normą w demokracji uczestniczącej. W systemie tym stworzono mechanizm zapewniający, że głos żadnej grupy nie zostanie zignorowany. Niewiele wspólnego z samorządnoś-