Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/016

Ta strona została uwierzytelniona.

trafił wkrótce oczyma na żywe oczy pewnej panny Cecylii. Romans, krótkotrwałe »konkury«, ślubny kobierzec, po roku syn, właśnie Ryszard. Takie imię nadano mu na życzenie nie tylko ojca, lecz i tamtych starych, — jako pamiątkę, a może zwiastowanie, siłacza Lwie Serce.
— Lwie Serce, — jako to jest może ten, co exoriare nostris ex ossibus... — i tak dalej.
Przyszły ultor był wesoły i pogodny, jak cały ród owych cidevant kniaziów Nienaskich. Ani trochę nie martwiła go bieda, stale kwicząca w izdebkach ojczystych. Przeciwnie, — wywierał takie wrażenie, jakby go cieszyła, równie bez miary, jak wszystko, co tylko było na świecie. Coś niecoś z tego, co stanowiło istotę duszy tego rodu, — treść najistotniejsza, główna zawartość wieści domowej, — spadło, jak już było zaznaczone, i na tego Rysia. Widać to było czasu jego pobytu w szkołach, już wtedy, gdy pan Aleksander, tak powszechnie szanowany, zaorując się w robotach biurowych, nocnych, poobiednich, porankowych, — wyczerpał wraz z weselem i jego źródło, — zdrowie cielesne. Odszedł — wytworny, piękny, niepoziomy i niepowszedni, choć na tak nizki szczebel drabiny z wysokiego stanowiska strąciła go twarda dola. Na pogrzebie jego dużo było ludzi świadomych, dużo mglisto czujących i niemało szczerych łez. Nim spuszczono trumnę w głąb tej ziemi, powiedziane było pod wieloma osłonami, należycie sedno rzeczy kryjącemi, o pomoście drewnianym i o pracach »w dalekich stronach«, o czystości sumienia, o nieskazitelności życia, o jasności oczu, w których się, widać, spojrzenie Boga ongi zatrzymało. Osłony i przenośnie tak dobrze zakryły istotę samych faktów, że nawet rodak, stojący w pierwszym szeregu słuchaczów ze łzą w oku i notujący poprzez tę łzę każde słowo, dla wiadomego użytku, poprzekręcał subtelne metafory i sens relacyi spaczył. Skończył się wspaniały pogrzeb, świadectwo niezbite, dowód oczywisty, że umie się w Polsce przynajmniej jedno: — grzebać tęgich ludzi. — Pana Olesiowa wdowa, oraz dzieci, — Ryszard i mała trzylatek córeczka, — zostali sam na sam i oko w oko z ciężką swą dolą. Pomagano, jak to mówią, czem kto mógł. Wdowa udzielała lekcyi muzyki. Wkrótce zmarła jej córeczka Zosia na je-