Wracając w nocy z tego zebrania, Ryszard Nienaski zstąpił do métro i oczekiwał nadejścia wagonu. Hala była niemal pusta. Duszny w niej nieustannie zapach czegoś jakby mydlin, daleki stały huk podziemiami pędzących pociągów, smutnie jednaki blask lamp elektrycznych — były jak gdyby tłem zgoła odmiennem od wspomnień rzeczy gwałtownie w duszy dokonanych. Nienaski zamyślił się nad nieudolnością swego przemówienia, nad wszystkiem, co mówili inni, nad istotą tych spraw. Nie zauważył, że obok niego na ławce siedział od dość dawna młody człowiek z tegosamego wracający zebrania. Ów młodzieniec był szczupły, dość porządnie ubrany, przystojny i zgrabny. Przypatrywał się z pod oka Nienaskiemu i poruszał niecierpliwie, widząc, jak ten jest zatopiony w myślach. Znać było, że ma zamiar wszcząć z nim rozmowę, lecz nie nadarza mu się stosowna sposobność. Tymczasem wpłynął do hali nowy tłum osób, a w nim również z zebrania wracający mówca, krytyk surowy wszelkich partyi i programów, na którego Ryszard w swem przemówieniu powoływał się tak niefortunnie. Człowiek ów chodził tam i z powrotem wzdłuż brzegu rampy, nie spostrzegając ani Nienaskiego, ani młokosa, który przy nim siedział. Tymczasem ukazanie się jego podnieciło ostatniego odwagę. Młody ów człowiek uchylił niezgrabnie kapelusza i zwrócił się do Ryszarda ze słowami wypowiedzianemi po polsku, ale o francuskiem brzemieniu i akcentowaniu wyrazów:
— Wracamy z tegoż zebrania...
— Ach, tak? — spytał zagadnięty.
— Pan zmęczony?
— Nie.
— Pociąg zaraz nadejdzie. Pan na Italie?
— Tak, jadę w tamtą stronę.
— A to razem jedziemy.
— Doprawdy?
— W tęsamą stronę jedzie także Żłowski.
— Kto taki?
— Żłowski.
Młody człowiek pokazał Nienaskiemu oczyma przechadza-
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/065
Ta strona została uwierzytelniona.