Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

konkursowy na budowę domu muzealnego w kraju, wyruszył do Włoch, Grecyi i Egiptu. Zwiedzał kolejno wszystko, co należało »przezwyciężyć«. Ale zaiste dosyć dużo nazbierało się tego materyału do przezwyciężenia. Gdy na bosaka dla oszczędności sandałów dobrnął do Pestum, obozował w cieniu świątyni Posejdona nie jak zdobywca zaiste, lecz jak pokorny czciciel, jak ostatni wyznawca doryckiego arcypiękna. Kiedyindziej, siedząc na gruzach termów Karakalli, podziwiał figle dyabła, który podbechtał ludzi, żeby zrujnować i zniszczyć ten dostojny dom narodowy, atria siłaczów, filozofów, poetów, świątynię zdrowia, mądrości i piękna wielkiego ludu przemienić na siedlisko sów i jaszczurek. Zdało mu się być rzeczą dyabelskiej igraszki przerzucenie posągów Flory, Herkulesa i Byka z miejsca ich, gdzie były fragmentem całości piękna, do Neapolu, gdzie stały, jak lalki bezmyślne. W łuku Tytusa przypatrywał się płaskorzeźbom zburzenia Jerozolimy i tryumfu imperatora, pamiątkom, które tyle śmieszny stanowią poemat o nicości wśród ruin rzymskiego forum, a które od śmieszności ratuje tylko nieśmiertelne westchnienie nad nimi pół-boga, Shelley’a... Ciężkie momenty przezwyciężeń miał młody architekt w rzymskich kościółkach z czwartego wieku, jak santa Prasseda, santa Pudenzianna, san Clemente, santa Saba, starozłotych od bizantynizmu mozajki, a dozłoconych przez szychowe frędzle firanek, ozdoby z papieru żółtego i ram i oleodruków, poprzybijane na twarzach mozajkowych aniołów. W Neapolu, dzięki usilnym zabiegom i staraniom, najął się, jako kelner, usługujący w restauracyi wielkiego statku, który szedł do Alexandryi w Egipcie. Wysiadłszy na tamten brzeg, wędrował wśród przygód rozmaitego rodzaju, które do rzeczy tej nie należą, zwiedzał piramidy, świątynie, ruiny. W powrocie z Egiptu oglądał Grecyę. Następnie wrócił znowu do Włoch i znalazł się we Florencyi. Utknął w tem miejscu nie tylko wskutek czarodziejstwa zapachów miasta-ogrodu, ale także dla braku »dutków« na dalszą drogę. Zwiedził tu wszystko, napasł oczy Fra-Angelic’em i Massaci’em, Bennozzo Gozzoli’m i Giott’em, aż do czczości i dosytu. Błąkał się kilka kwartałów między Fiesole i Torre al Gallo, zachwycając się, — zazwyczaj o głodzie, — starymi pałacami Stroz-