wieśniak z sąsiedniego osiedla, Paweł Łoński. Był to stary już człowiek, lecz postawę miał wyprostowaną i włosy czarne. Mógł mieć lat pod siedmdziesiąt, lecz wyglądał na czterdzieści parę. Był niewielkiego wzrostu, szczupły, o twarzy pociągłej, czarniawej. Obyczajem włościan polskich golił zarost do czysta, z pozostawieniem krótko przystrzyżonego wąsa. Gdy Nienaski pierwszy raz rozmawiał o robocie z tym Łońskim, zaleconym mu z najlepszej strony, przyszedł do przekonania, że chyba trudno będzie dojść do jakiego z nim ładu. Chłop był małomówny, ostrożny, aż do zupełnej nieufności. Pytał się o robotę bez wielkiego entuzyazmu i bez wyraźnego rozgarnięcia. Trzeba mu było każdą rzecz kilkakrotnie powtarzać. Niezbyt się targował o cenę roboty, dowiadywał się raczej o jej ilość. We wszystkiem, co mówił, leżała na dnie podejrzliwość względem młodego architekty i nieufność do całej imprezy. Lecz gdy otrzymał na rękę spory zadatek, przystał. Miał on nie tyle zorganizowaną, ile »zmówioną« gromadkę cieślów, z którymi pospołu chodził za zarobkiem, wieśniaków, jak sam. Łoński był budowniczym wioskowym. Ogarniał całość zadania »rozumieniem« i znał »sposoby« budownickie. Pracował zresztą tak samo, jak jego towarzysze i wykonywał wszystkie ciesielskie rodzaje pracy: ociosywał pod sznur belki, heblował deski do spółki z drugim, robił siekierą, olśnikiem, świdrem, młotem. »Majster« był pracowity w sposób niewiarygodny. Nienaski nie mógł się tej pracowitości napatrzeć i nadziwić. Przyzwyczajony do zachodnio europejskiego targu i zwady o wysokość płacy i krótkość dnia roboczego, z podziwem patrzał na tego słowiańskiego włościanina, który podejmował pracę, jak ptaki i rośliny podejmują dzień życia. Skoro słońce wstało, on już robił przy wieży. Był pierwszy przy belkach i razem z głosami ptaków dawał się słyszeć świst jego hebla. Ostatni odchodził z pomiędzy wiórów, trzask i heblowin swym krokiem wolnym, zawsze tak samo spokojny i zamyślony. Była w tym człowieku niezamącona dostojność i umiar wszystkiego doskonały. Prawdziwie, ten sumienny cieśla nie tylko czynił doskonale wszystko, czego się podjął, lecz i sam był doskonale zbudowany duchowo. Może zbyt długo wszystko zgłębiał, przyswajał sobie i zdobywał, to prawda, lecz gdy po rozwadze podjął pracę, można było mieć
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/120
Ta strona została uwierzytelniona.