nie umiał najprostszych rzeczy, a tyle miał do uczynienia na świecie. Odtąd głęboka przyjaźń zawiązała się między tymi dwoma architektami. Stary począł uważnie wsłuchiwać się we wszystko, co ten młody mówił, nawet w niezrozumiały, w »trudny« język, którym tamten wyrażał swe myśli. Po dawnemu wzruszał ramionami, gdy mu Nienaski perorował o tych-ta »stylach«. Jednakże niektóre szczegóły, pewne dane przyswajał sobie, a nawet dla pamięci kulfonami, ciesielskim ołówkiem zapisywał na kawałku papieru od tytoniu.
W pewne dni Nienaski przerywał na parę godzin roboty mularzów i cieśli. Zgromadzał wszystkich w sali aryańskiej i, siedząc na stosie gruzu, wykładał tej czeladzi podstawowe wiadomości z zakresu budownictwa. Bo okazało się, że czeladnicy mularscy nie wznosili jeszcze nigdy gotyckiego łuku... Budowniczy starał się mówić najprostszym językiem, najzrozumialszymi zwrotami, silił się na prostotę i jasność. Lecz gdy następnie zadawał pytania, okazywało się, że nie został zrozumiany i to w niczem, cokolwiek mówił. Powtarzał tedy swój wykład — dookoła Wojtek — aż do skutku. Jedną z przyczyn niezrozumiałości jego pouczeń było to, że nie używał niemieckiej terminologii w nazwach narzędzi. Ohydne zachwaszczenie mowy roboczej wszelkiego rodzaju »śtamajzami«, co w sposób cechowy, obrzędowy, z musu przekazywało się z pokolenia na pokolenie i uchodziło za stopień »wyzwolenia« w wiedzy fachowej, stało na przeszkodzie porozumienia się Polaków. Nadto, przeszkadzała wydatnie nadzwyczajna, fenomenalna obrazowość, metaforyczność potocznej mowy rzemieślniczej. Była to mowa rodząca się wśród zmagania się z materyałem, wyskakująca z ognia pracy i, jak sama praca, przedziwnie rozmaita i drżąca od życia. Każdy czyn, uderzenie, długotrwały zabieg, celowy zamysł, obmyślony cios, pracowity podryw, ciężki wysił miał swą celną i nieomylnie trafną przenośnię, jakby swój genialny wizerunek, swą postać, urobioną z siłą, zręcznością, zgrabnością i wdziękiem z materyału wyrazów pospolitego języka. Najwyszukańszy utwór literacki, wypchany urobionemi przenośniami byłby bezmyślną robotą sztukmistrza i snoba w zestawieniu z przebogatą rozmaitością i oczywistą jasnością wysłowienia zwykłych pracowników. Nienaski z całą pasyą począł sam
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.