Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

systematycznego, czy z gorączki, charkał po kątach »sklepu« krwią i wałęsał się bezsilnie między jego gratami. Takich oficyn handlu, jak opisana wyżej, było około dziewięciu. Niektóre z nich miały towaru za dwadzieścia parę rubli, — dwa, czy trzy dosięgały do pięćdziesięciu rubli kapitału obrotowego. Trafił się jednak przy końcu miasta interes wartości dziewięciu, czy dziesięciu rubli, nie przynoszący handlującej rodzinie żadnego zgoła zysku. Między stacyą kolejową i miastem Posuchą leżała góra, przecięta »polską« drogą, pełną błota nie tylko z obu stron w dolinach, lecz i na górze. Pewnego dnia Nienaski przypatrzył się sposobowi dostawiania towarów ze stacyi kolejowej do miasteczka. Pod górę ciągnął wóz, — obarczony pewną ilością lanego żelaza, — koń tak straszny, że zaiste, — jak pamiętną szkapę Dickensa, — tylko zaprzęg utrzymywał go na nogach i chronił od natychmiastowego upadku i skonu. Obok wozu brnęło w błocie pięciu wyrostków żydowskich, wrzeszcząc na rumaka w niebogłosy, tłukąc go batem, biczyskiem i rozmaitymi kijami. Mimo tych podniet szkapsko, zarabiając się w głębokiem, tężejącem błocie, ustawało i, zwiesiwszy łeb z obojętnością na wszystko, marzyć się zdało o łasce śmierci. Nienaski zauważył, że grzbiet konia pokryty jest jakimś workiem. Zbliżył się do tego zaprzęgu i chciał podnieść worek. Lecz woźnice napadli nań z groźbami, protestami i wielkim hałasem, zabraniając mu mięszania się do spraw cudzych. Stawali w groźnej postawie, grozili temże biczyskiem, wykrzykując, że niema prawa czepiać się cudzego konia. Mimo ich min i kijów, uniósł szczególnej derki i zajrzał. Lecz pożałował swej ciekawości. Cały grzbiet kobylska, od chomąta do tylnych nóg pokryty był otwartą raną, strupem krwawiącym na całej przestrzeni. Gdy on czynił te spostrzeżenia, melancholię budzące, żydki dokądś, w dół drogi pobiegły. Ciągnął od strony stacyi drugi podobny, jednokonny pojazd, również z jakimś towarem i także przez kilku izraelitów eskortowany. Właściciele pierwszego wszczęli z właścicielami drugiego wrzaskliwy targ. Za sześć groszy wynajęli drugiego konia na krótki przeciąg czasu i wyprzęgli go z tamtego wozu. Przyprowadziwszy tę chabetę do pierwszego, zaprzęgli ją w szpic do dyszla. Teraz w dziesięciu, czy jedenastu poczęli łoić