Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

drągami obadwa szkapska, straszyć je wrzaskiem, popychać z tyłu, ciągnąć za pyski, źgać w brzuchy, i czynić chórem takie piekło w tem błocie posuchowskiej góry, że wreszcie obadwa końskie skazańce, wzdychając, pociągnęły wóz z towarem (za siedem rubli). Gdy pierwszy przebył uciążliwą drogę, obadwa konie wyprzężono i pognano z powrotem do drugiego frachtu. W tym stylu i w takim mniej więcej zakresie był stan owego żydowskiego handlu w Posusze.
Nienaski nie mógł sobie z tem zjawiskiem dać rady. Im bardziej je zgłębiał, tem bezwzględniej był zrozpaczony. Była to noc, bajoro bez wyjścia, jakaś nieuleczalna choroba. Pisał o tem sążniste listy do warszawskich socyologów. Wystawiał im w listach swych całe położenie bez żadnego uprzedzenia i bez jednego rysu awersyi. Warszawscy znawcy odpowiadali mu kategoryami książkowemi, komunałami, które z tem życiem nic a nic nie miały wspólnego, altruistycznymi kanony, ni przypiął ni przyłatał. Posądzali go, że zamierza wszczynać »hecę antysemicką«. Było to zarazem ohydne i okropne, bo nie zamierzał czynić »hecy«, lecz pragnął rozpocząć jakąś akcyę ratunkową w tem piekle potwornem. Na własny koszt sprowadził wreszcie najuczeńszego z socyologów do Posuchy. Był to człowiek niemałej wiedzy, pełen istotnej erudycyi i znajomości stosunków europejskich. Jak inny czczemi przenośniami, tak ten sypał nieomylnością statystyki. Wiedział na pamięć, gdzie ile czego utworzyła cywilizacya, — jak było, jak jest, a nawet jak z pewnością będzie. Wszelkie gołosłowne mędrkowanie, wszelką powierzchowną obserwacyę potrafił do góry nogami obalić istną armią swych niezłomnych danych. Myślał liczbami, wydobywał prawdę na wierzch z zestawień cyfrowych. Nienaski oprowadził socyologa po wszystkich zaułkach, podwórkach, mieszkaniach, strychach, piwnicach, skrytkach i jamach, kloakach, szopach i składzikach. Pytał go w oczy, co z tem zjawiskiem żydowskiem robić, jak je leczyć, gdyż tak go przecie niepodobna zostawić. Socyolog wszystko obejrzał, długo milczał, patrząc zawzięcie w ów normalny śmietnik życia. Wreszcie wydał orzeczenie:
— Nie widzę żadnej rady.
— Jakto? Żadnej?