Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

w tym zakątku, pozbawionym wszystkiego, było mniej może filisterstwa i gnuśności, niż w niejednej stolicy, w Warszawie, Krakowie, Lwowie, gdzie tworzą się istne zatoki kołtuństwa. Oczywiście, siedziały i w biednej Posusze rozmaite ludzkie ropuchy, lecz gdzież ich niema? W tej małej mieścinie życie było trudne, ciasne, niemożliwe. Każde dobre usiłowanie smażyło się, jak na patelni, w oczach niepowołanych. Każda sprawa najzacniejsza widna była, jak w latarni. A jednak, przypadkowo rzucona do tego miasteczka mała garść inteligencyi czyniła, co mogła. Było tam dwu lekarzy, którzy niezależnie od zbijania kabzy, »krzątali się« koło utworzenia szpitala. A ileż to takie krótkie wymienienie zawiera trudów, jaką ogromną historyę przeszkód!... Nawet skromna adwokatura miejscowa, przyjemna kasta Polaków, która tem się po takich mieścinach trudni, że podszczuwa okolicznych włościan i autochtonów mieszczan do procesowania się o byle co, do apelacyi, kasacyi, do wodzenia się z sądu gminnego do zjazdowego, ze zjazdowego do senatu, — i tak bez końca, — nawet ta kasta ożywiona była duchem zawiązywania modnych i już nad wszelką miarę w imaginacyi polskiej zbawczych kooperatyw i spółek.
Na czoło zastępu posuchowskich grandów wybił się doktór Alojzy Żwirski, jak głoszono powszechnie, »Chałubiński posuchowski«. Był to w istocie zdolny lekarz, tęgi człowiek, a nadewszystko typ człowieka zdrowego i silnego. Zażywny i zmierzający ku otyłości, doktór Żwirski wiecznie był w drodze do pacyentów, dziś w karecie, jutro na chłopskim wozie, lub w żydowskiej dryndulce. Miał lat pięćdziesiąt parę, lecz wyglądał jeszcze młodo. Był przystojny, wesoły i wielomówny. W młodości jakiś radykał i zawzięty wolnomyśliciel, w ciągu dwudziestu paru lat pobytu w Posusze i tyluż lat zbijania coraz znaczniejszego majątku, gubił z roku na rok dawne kogucie pióra. Jeszcze kiedyniekiedy zadrwił sobie w sposób libertyński z potulnego księdza proboszcza, jeszcze czasem pchnął swą szpadę w łono jakiego »klerykała« minorum gentium. W towarzystwie możnych, tudzież bogatych »klerykałów« zachowywał na obliczu niemy, ironiczny uśmiech, gdy wygłaszali wsteczne mniemania i doktryny. Były wszakże pałacowe progi, po których przekroczeniu