swej osoby. Lecz doktór, który był w żonie do szaleństwa zakochany, nie mógł bez niej wytrzymać paru tygodni. Sam zaś rzadko kiedy i to na krótko mógł się wyrywać do jakiegoś Dinard, albo Royan od swych pacyentów, (no, i dochodów), gdyż kolega i najbliższy zresztą przyjaciel, doktór Misiak nie spał... Stąd poszło, że pani Lenta była »przygwożdżona« do tej Posuchy. Jej doskonale zarysowany a niezrównanie przycięty nosek, pomimo skaz, które lata na nim wyżłobiły, jeszcze był tak samo, jak niegdyś »jedyny na ziemi«. Oczy, aczkolwiek już zaatakowane przez zgrubiałe powieki, jeszcze patrzyły zwycięsko w niejedne oczy. Wysmukła postawa zachowała, jeżeli nie wszystek dawny powab, to jego echo jeszcze przywołujące. Umiejętne utlenienie włosów, masaż i upiększanie policzków delikatnemi barwiczkami, sztuczny karmin warg i »sobolowość« brwi, tworzyły z pani Lenty przy wieczornem oświetleniu postać kuszącą i ponętną.
Dlaczego doktór Żwirski głośno, a nawet z hałasem dorabiający się chleba, ożenił się z panią Lentą — i gdzie — tego nikt nie wiedział. Stało się to za granicą. »Chałubiński miasta Posuchy«, z jakowegoś prostaczego staniczku pochodzący, był w żonie śmiertelnie zakochany. To było niewątpliwe i tłómaczyło wiele. Bo dookoła przeszłości pani Lenty wałęsały się wersye dziwaczne, legendy spotwornione i zohydzone przez ordynusostwo plotczysk prowincyi. Pani Żwirska nie miała gdzie i u kogo bywać w tej mieścinie. Nie miała z kim rozmawiać. Nudziła się aż do śmierci, wprost grobowo. Mówiła o sobie że schnie w tem miejscu, jak wielobarwna meduza, wyrzucona z pełnego morza na zdeptany piasek plaży. Posiadanie brylantów, wielkich agraf, kolczyków, dyademów i markiz pokrywających całe palce, przyjemne było, zapewne, lecz siedzieć w tem, albo wśród tego po całych dniach samej, było taksamo nudne, jakby chodziła w sukienczynie pokojówki i szklane oczko pieściła na »palicu« w tombakowym pierścionku. Bywanie we dworach okolicznych, w starych gniazdach, lub nowych, dorobkiewiczowskich pałacykach nie dawało zbyt wiele rozkoszy. Zresztą nie wszystkie te »domy z tonem« rewizytowały dom doktorstwa Żwirskich. To też »meduza« musiała szukać dla siebie czegoś poza tem życiem. Czytała. Oto-
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.