Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.

banczku w Posusze dostał się i siedział dla chleba, uważał, że się »marnuje«. Marnował się tak już kilkanaście lat, w gruncie rzeczy w samym banku prawie nic nie robiąc. Niejednokrotnie zwierzchność instytucyi czyniła mu napomknienia, że szkoda jest, ażeby taki człowiek z »fakultetu« w tej mieścinie się marnował i czy nie byłoby lepiej, ażeby sobie gdzieindziej miejsca bardzej godnego swej osoby poszukał. Ale wówczas pani Sabina (»pani Sabcia kochana«) stawała władzom do oczu i sprawiała, że Henio znowu na jakieś trzechlecie poczynał się w temże miejscu marnować. Henryk Topolewski nie zwykł był prowadzić z żoną walki zwycięskiej, co nie znaczy, żeby bezwzględnie kapitulował. Zadawalniał się rzuceniem jakiegoś pocisku i to nie koniecznie w kształcie gryzącego sarkazmu, ale również w widomej postaci, dajmy na to, szklanki, napełnionej gorącą i osłodzoną herbatą. Najchętniej jednak uchodził ze wszelkich pól walki i chronił się do zacisznego pokoiku za sklepem korzennym pana Symchy Korngolda, gdzie zawsze trwała partyjka »brydża«. Do stołu zasiadali coraz to inni partnerzy. Sama akcya istniała stale. Grywali tam miejscowi urzędnicy Rosyanie i rozmaici »tutejsi«, starzy na wymarciu emeryci i przyjezdna za interesami szlachta okoliczna, nieraz trafił się jakiś komiwojażer, albo wędrowny szuler. Henio był członkiem stałym, niejako słupem, na którym się wspierał ten wiatrak nieustannie mielący. Pani Sabina miała dużo zmartwienia ze swym Heniem. Próbowała rozmaitych sposobów, nawet zgoła radykalnych, nawet takich, o jakich tutaj lepiej będzie nie wspominać. Nic nie pomogło. Dyrektor był w tem »złem miejscu« zawsze. Tłomaczył się z bezczelnością, że czyni to dla zasady, aby wiedziano, gdzie go w razie potrzeby szukać. »Filia« była w istocie przyzwyczajona do tych urzędowań dyrektora. Orał tam pewien człowieczyna łysy i obwisłowąsy, piastun binokli w żółtej oprawie i właściciel bardzo długiej, trzcinowej papierośnicy. Dyrektor aprobował lub kasował czynności tego indywiduum. Mąż pani Sabiny był człowiekiem zdolnym i z dobrą głową na karku. Wiedziała o tem władza przełożona i znosiła nałogi posuchowskiego dyrektora. Najprzykrzejsze okresy życia Henia stanowiły te, gdy było mu »wszystko jedno«. Wówczas cierpiał nad sobą i nad tem, że świat jest tak da-