była z natury osobą inteligentną. To mieszanie przez nią rozmaitych ingredyencyi miało specyalny charakter polsko-posuchowski, zwłaszcza, gdy się patrzyło z boku na tę osobę już czterdziestokilkoletnią, jak z wdziękiem podlotka, na skrzydłach dowcipu i wesela przefruwała z kwiatka na kwiatek. Państwo Topolewscy stanowili w istocie rzeczy dobrane małżeństwo i pasowali usposobieniami do rodzaju swego życia, mieszkania, przyjemności i stosunku z ludźmi, z tą tylko różnicą, że pan podobał sobie w tym stanie rzeczy, jaki zaprowadził, a pani cierpiała nad nim jawnie i skrycie, nic zresztą nie czyniąc dla jego zmiany. Nikt może bardziej na świecie nie uwielbiał tak »kultury«, jak właśnie pani Sabina, — kanap, luster, lamp, dywanów, biżuteryi, obrazów, balów, teatrów, koncertów, pięknych kobiet i pięknych mężczyzn, artystów i artystek, ich strojów, przygód, miłostek, anegdot z ich życia, awantur i brudeczków. Ironiczny Henio, jak go przezywała żona, »typowy Wańka nihilak«, śmiał się, albo przedrwiwał, gdy o tem wszystkiem była mowa. Mimo to, w jego właśnie obecności pani Sabina wciąż coś uwielbiała. Zdawało się, że ona co chwila mdleje z zachwytu na widok jakiegoś »cudu«. Gdy było dociekać, co budzi taki zachwyt, okazywało się, że to jakaś nowa »kreacya« w piśmie z modami, opis czyichś brylantów, pereł, portret awiatora, albo opis bandyckiego napadu w Journal’u. Pani Topolewska może na wzór pani Żwirskiej, nie tolerowała literatury »krajowej« i nie ceniła tutejszej sztuki. Kręciła noskiem na wszelkie warszawskie i krakowskie wysiłki i wypociny w tym zakresie. Ale ponieważ ukazywały się w gazetach kiedyniekiedy nawet tutaj wiadomości o fenomenalnych skandalach rodzinnych, o morderstwach europejskiej miary, o procesach, wykrywających niebylejakie brudy w świecie arystokratycznym, a nawet klasztornym, więc czytywała pilnie i miejscowe Journal’e. Byłoby to krzywdą dla pani Sabiny, gdyby powiedzieć o niej, że była jedynie poszukiwaczką skandalów. Przeciwnie, ona czytała zbyt wiele, jakgdyby wszystko, wiedziała zbyt o wszystkiem. To stanowiło właśnie pewną wybujałość jej wiadomości i podsycało utajoną żądzę zachwytu. Ponieważ zaś nie miała z kim dzielić się wiadomościami i ciągle napływającą masą wrażeń, nie miała wobec kogo wybuchać uniesieniem, rozpaczać nad
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.