Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

wać się w niełatwe a rzadkie pisemka aryańskie szesnastowieczne, oraz sprowadziły sobie dzieła modnego paryskiego filozofa i jęły nękać się tą lekturą. Skoro architekt szybko wyczerpał konkursową gotówkę i nie miał już ani grosza na prowadzenie dalszych robót około wieży, pani Lenta »czyniła, co mogła« osobiście i przez stosunki, a pani Sabina wszczęła około tej sprawy tak wielkie zamieszanie, iż najzapamiętalsze kołtuny, zarówno miejskie, jak okoliczne, najbardziej zbestwione troglodyty owych stron musiały, żegnając się krzyżem świętym i wzruszając ramionami, łożyć jakieś odczepne groszaki na restauracyę wieży. I te jednak rezultaty zapalczywości pani Topolewskiej nie wystarczyły. »Ofiarność publiczna« skończyła się równie szybko, jak zaczęła. Wypadło urządzić koncert, teatr, bal — jednem słowem jakiś jedynie znany środek wydarcia pieniędzy skąpcom krajowym. Wybrano, oczywiście, bal, urozmaicony produkcyami artystycznemi. Dużo było trudów, przeszkód, przygotowań, zabiegów i niepowodzeń, pokonanych szczęśliwie przez panią Topolewską, która głównie do urzeczywistnienia tej myśli przyłożyła ręki. Ukazały się nareszcie programy i bilety. Należało je rozsprzedać. Nienaski musiał towarzyszyć damom w ich peregrynacyach po mieście i okolicy w celu wtłaczania biletów w oporne garście. Przywiązany do wieży i blizki ukończenia całości, czynił, co tylko mu polecono. Pewnej nocy jesiennej w deszcz i wicher wracał z paniami Lentą i Sabiną z dalekiego objazdu dworów okolicy. Powóz doktorstwa Żwirskich zamknięty od deszczu i szczelnie opięty fartuchami od wiatru toczył się miarowo po niewiadomych gościńcach. Ciemność najzupełniejsza panowała w jego głębi. Nienaski siedział na przedniej ławce, bawiąc, ile mu sił i dowcipu starczyło, obiedwie panie. Opowiadał o wszystkiem, co, jak sądził, mogło je zajmować, przytaczał wesołe historye i anegdoty, jakie tylko umiał. Lecz zasób jego zdolności bawidamskich był na wyczerpaniu, a miasto wciąż daleko i, w miarę coraz bardziej ubywających zasobów galanteryi, jakby coraz dalej... Zdarzały mu się raz wraz przerwy w wymowie nad miarę długie i nieznośnie ciężkie. Tracił głowę z troski, czemby tu jeszcze zająć i rozweselić towarzyszki drogi, co jeszcze opowiedzieć, ażeby nie wracać do tych samych,