gna i wiecznie mężnych podźwignień ducha. Architekt z zajadłością zwiedzał stajnie, obory, chlewy, ogrody, inspekta, pola i łąki, których kulturę pokazywał mu pan Piotrowicki. Jakże się użalał, że najznakomitszy profesor gospodarstwa narodowego był bez zastępu uczniów! Nie miał u siebie szkoły gospodarstwa i nie pokazywał młodzieży, jak się z niczego robi wszystko, jak z folwarku zniszczonego, spalonego, wyjałowionego, »gałgana«, gdzie nie było już ani budynków, ani nawet kołków po rozkradzionych płotach, stworzyć fermę złotodajną, pierwszorzędny wzór na dalekie obszary! Lecz ów pan Piotrowicki był bojkotowany, wyziębiany, wygryzany. Jakże mogło być inaczej? Podwyższył parobkom płacę, dał im dobre mieszkania, skasował wszelkie »posyłki«, oraz dodatkową płacę w postaci zagonów i krowy, utrzymywanej przez fornalską rodzinę. Zastąpił to wszystko asygnowaniem wyborowego mleka, które ze znakomitej swej obory dawał wbród dla rodziny pracownika. Utworzył ochronę dla dzieci, szkołę dla starszych we wsi, wieczorami wykładał gospodarzom zasady rolnictwa i przemysłów związanych z glebą, wreszcie handlu produktami. Tworząc dla właściciela folwarku złotą fortunę, tym samym zawsze był człowiekiem na prostej bryczce i w skromnej odzieży.
Sześć z rzędu wykładów pana Piotrowickiego pociągnęło do sali starszych mieszczan i wieśniaków, którzy lubili słuchać, co ta on mówi, bo wiedzieli dobrze, że »nie z pustej głowy gada, lecz wie, co ma rzec, bo jakie to ta dziwy w Niebylance porobił w parę lat«, lecz odstraszało młodszych słuchaczów. To też Ryszard Nienaski zmusił do wykładu samego Henia Topolewskiego, który przecie niegdyś »przyrodę« skubał na fakultecie swego niezapomnianego »uniwerku«. O, dziwo! Henio przysiedział fałdów w ciągu tych sześciu tygodni, gdy Piotrowicki nawoził a orał, i wygłosił odczyt pod tytułem »Życie na dnie morza« z obrazami świetlnymi. Wykład ten i obrazy oczarowały słuchaczów tak dalece, że nie chcieli wypuścić prelegenta z sali. Henio musiał perorować o meduzach i koralach przez trzy godziny, pokazywać te same obrazy latarni czarnoksięskiej po dwa i trzy razy. Wyładował wreszcie wszystko, co wiedział o morzu i życiu w jego głębinach, wszystko, aż do ostatniej kropli i ostatniego
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.