Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

we framudze okna, z twarzą czerwoną od wstydu, ukrytą w dłoniach, rozpaczał bezsilnie nad niewysłowioną nędzą polskiego ludu.
Innego dnia podsłuchał dysputy mieszczan i chłopów, gromadzących się w niedzielę na cmentarzu kościelnym, ażeby oglądać ów pomnik marmurowy, który ustawił przyjezdny rzeźbiarz. Rzeźba była dość banalna i pospolita. Biały anioł z kararyjskiego, (oczywiście!), marmuru, niosący zdmuchniętą pochodnię. Lecz przecie w promieniach kilkunastu, a może i kilkudziesięciu wiorst nie było w tych stronach ani jednej rzeźby, ani jednego dzieła sztuki. Krytycy posuchowscy naradzali się, z czego też zrobiony jest ów anioł. Jedni twierdzili, że z kamienia, inni utrzymywali, że z »masy«. Spierali się o »dokładność«, twarzy anioła, admirowali zdolności rzeźbiarza i zestawiali to dzieło z pewnym świętym Michałem na słupku przydrożnym, który to święty z odpadniętym nosem i o żółtych oczach zabijał smoka z blaszanym ogonem drągiem od firanki. Nienaski po naradzie z rzeźbiarzem umyślił urządzić w Posusze rodzaj wystawy reprodukcyi obrazów Fra Angelica, mistrza mistrzów Masaccia i pasterza kóz Giotta, Łukasza Signorelli’ego i Benoza Gozzoli’ego. Sądził, że te dzieła nie tylko sztuki, lecz i wiary znajdą w tym zakątku polskim to właśnie podwójne odczucie. Sądził, że Zwiastowanie Fra Angelica będzie tutaj odczute aż do głębi, nie przez bezduszny motłoch snobów, nastrajający się do tonu prostoty i wiary przy zwiedzaniu cel San Marco, lecz przez serca tchnące właśnie wiarą artysty. Poczęli we dwu z rzeźbiarzem gromadzić reprodukcye i myśleć o odczycie, któryby rzecz wyjaśnił i dał historyę obrazów. Lecz w tym czasie zaszły inne okoliczności. Wynikł w kilkunastu folwarkach strajk parobków, domagających się od dziedziców większej płacy i ordynaryi, zamiany chlewów mieszkalnych na izby, zniesienia uciążliwości pańszczyźnianych »posyłki« i lepszego traktowania. Ryszard Nienaski brał żywy udział duchowy w tem poruszeniu się nędzarzy. Pewnego nawet dnia, na dziedzińcu jednego z folwarków, architekt uderzył w dzwon folwarczny, wzywając w ten sposób dziedzica na rozmowę. Dziedzic ów zapowiedział, że wezwie kozaków w razie, jeśli jego parobcy porzucą pracę. Dotrzymał słowa. Wezwani przezeń przybyli, lecz znaleźli parob-