ków, siedzących spokojnie na przyźbie czworaków. Co najśmieszniejsze, doradzili szlachcicowi polskiemu, żeby podwyższył płacę swej czeladzi, gdyż im się w istocie za małą wydała i, nie znalazłszy objektu uśmierzania, odjechali...
Sprawdziły się przepowiednie ropuch posuchowskich, że ów Nienaski jest to najgłówniejszy podszczuwacz, herszt i sam bandyta. »Opinia publiczna« potępiła wszelkie jego zabiegi, usiłowania, te tam szkoły i odczyty. Opinia ta stała się tak głośną, iż niepodobieństwem było, ażeby był ktokolwiek, ktoby jej nie słyszał. I oto nadszedł na Ryszarda Nienaskiego zły czas, czas przeklęty, o którym nie należy wspominać, który niechaj w niepamięci przepada. Zostali przy nim niektórzy ludzie i prostacy, których w niczem nie zawiódł, lecz wszelka praca ustała, jak gdyby z rąk wyrwana. Przedewszystkiem okazało się to w »aryańskiej« wieży. Gdy tam wszystko zostało wykończone i w dolnej sali ustawiono ławki, gdy zjechał nauczyciel i lekcye miały się zacząć, proboszcz miejscowy poprostu wyklął tę szkołę. Pod karami, któremi administrował, zabronił posyłania dzieci do owej szkoły aryańskiej, kacerskiej, socyalistycznej, dyabelskiej. Przyszło mimo tego zakazu kilkanaścioro dzieci rodziców śmielszych, którzy Nienaskiemu ufali, lecz sama rzecz została zepsuta. Cichy mularz, pan Barylak, począł nawet w zapale poczucia sprawiedliwości pisać kulfonami list przeciwko kazaniu proboszcza, gdzie w długim i absolutnie niezrozumiałym wywodzie obalał zarzuty. Zebrał nawet sporą ilość podpisów pod tą epistołą i mężnie zaniósł swój elaborat kaznodziei. Gdy kapłan, zgromiwszy śmiałka, zapowiedział w uniesieniu, iż będzie zburzona ta kacerska wieża wraz ze wszystkiem, co się w niej znajduje, aż kamień na kamieniu w tem miejscu nie zostanie, pan Barylak westchnął i mówił:
— Proszę łaski wielebnego księdza proboszcza... Przepraszam. Robiłem przy tym ta murze. I tego człowieka, pana Nienaskiego to samo widziałem. A zaś pytałem się, co jest za człowiek? Bo takiego człowieka nie było tu widać... A w tym murze z przeproszeniem wielebnego księdza proboszcza szkarpy z uskokami... Zaś z przeproszeniem wielkiem u wielebnego księdza proboszcza ręce delikatne i trudno będzie takie szkarpy z uskokami ruszyć.
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.