— To jest panna Granowska? — zapytał pani Sabiny.
— No, jakże! Xeniusia... — odpowiadała z nieodzownem uniesieniem.
— Wróciła z Paryża?
— Właśnie onegdaj! Przyjechałam na jej spotkanie...
— Jakże znalazła swego ojca?
— Et!
Pani Sabina poruszyła wargami na znak, ze mogłaby o tem powiedzieć kilkakroć stotysięcy wyrazów, ale że nie powie. Wskazała oczyma na pannę Granowska i szepnęła:
— Ani słowa o tem nie można przy niej mówić!
— No, ja przecie nie mam fizycznej możności mówienia ani słowa, bo panny Granowskiej nie znam.
— Chce pan? Przedstawię pana...
— Proszę!
Pani Topolewska spojrzała na twarz architekta i z nagłym wybuchem egoizmu chciała cofnąć tę propozycyę. On wstał ze swego miejsca. Zbliżyli się obydwoje do stolika panny. Ona spojrzała na tego wysokiego draba z dołu i z boku. Przez chwilę mierzyła go nieprzejrzaną nocą swych czarnych oczu. Gdy pani Sabina wymieniła jego nazwisko, ta panna pochyliła lekko głowę i uśmiechnęła się z towarzyską uprzejmością. Podała rękę nowemu znajomemu i zamknęła w twarde okładziny pismo ilustrowane. Była gotową do wyjścia. Nienaski powziął teraz życzenie, żeby jeszcze przez chwilę nie odchodziła. Czekał na to, żeby usłyszeć jej głos. W pewnej chwili zapytała pani Sabiny:
— Pójdziemy?
Czuł w tym głosie znudzenie miejscem i, zapewne, osobami, a przecie było mu przyjemnie, że usłyszał jego brzmienie. Do cukierni weszło w owej chwili towarzystwo, złożone z młodych osób, kobiet i mężczyzn, znajomych tych pań. Grono to zbliżyło się do stolika panny Xeni i zasiadło tutaj. Nienaski znalazł się wśród osób świeżo poznanych. Przysłuchiwał się dyskusyi i brał w niej udział. Panna Granowska rozmawiała to z pewnym wystrojonym i ulizanym bizonem salonowym, to z łysawym blondynem, swobodnym
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.