Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

przyszła. Chciałem pani tylko tyle powiedzieć, że jestem jej wiernym, może najwierniejszym przyjacielem.
Przypatrzyła mu się właściwym jej raptownym rzutem oczu. Krótko i dyskretnie parsknęła śmiechem.
— Jestem przyjacielem pani, który w potrzebie nigdy nie opuści. Jeżeliby czego Boże broń! — czuła się pani nieszczęśliwą, prześladowaną, skrzywdzoną... Gdyby pani potrzeba było kogo pewnego, który w obronie zrobi wszystko, może prać z ramienia, a nawet paść trupem... Niech pani o mnie pomyśli. Nie zawiodę!
Znowu się roześmiała, ale już nie tak szyderczo. Zagadnęła:
— A dlaczegóż to mnie niegodną wybrał pan do obrony? Zresztą — bardzo dziękuję panu...
— Bo pani potrzebować będzie obrony.
— Doprawdy? Nie wiedziałam, że jestem w niebezpieczeństwie... Zresztą chyba każdy potrzebuje jakiejś obrony. Nie? To się pan zmęczy, każdemu służąc i za każdego »piorąc z ramienia«... A cóż dopiero, jeżeli tym »trupem«...
— Nie mogę w obronie każdego człowieka, niestety! Muszę wybierać tylko niektórych.
— To ja — prawie jakbym na loteryi wygrała.
— Jakże pani znalazła ojca?
Drgnęła niepostrzeżenie. Stała się zwolna, zwolna blada, coraz bledsza. Wreszcie, jak wapienna ściana. Brwi jej ściągnęły się i oczy napełniły szarym mrokiem.
— Czy to Sabina mówiła panu o moim ojcu?
— Tak.
— A pan w taki delikatny sposób usiłuje zawrzeć ze mną bliższą znajomość?
Jej ślicznie zarysowaną brodę przekrzywiła szczególna rysa. Dolna warga w ukos podsunęła się pod kąsające zęby. Pasya ukrywana zionęła z jej twarzy.
— Proszę pani — mówił Ryszard spokojnie — powiedziałem na samym początku, że jestem pani przyjacielem. Prawda? Nie jest to czcze słowo flirciarza, lecz głos człowieka. Czy się pani będzie na to zgadzać, czy nie, ja już zostanę tym przyjacielem.