Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto to jest? — spytał Nienaski równie szeptem, jak ona poprzednio.
— To pan takich rzeczy nie wie?
— Przecie to nie jest »rzecz«...
— Ależ — ja nie rozumiem... No, sława nasza, poeta, wieszcz Pasio. Sam Pasielski!
— A, więc to jest Pasielski!... — mówił Ryszard z uszanowaniem. — To utalentowany człowiek. Pani go zna bliżej?
— Trudno być w Warszawie, bywać tu i owdzie, w salonach i salonikach, a nie znać Pasia-demona.
— Nie wygląda na demona, raczej, w istocie, na »Pasia«.
— Co pan mówi! Przeraża wszystkie panny zbiorowo i po kolei książkami, które każe czytać pod grozą infamii...
— A czy to on daje jakie lekcye?
— Lekcye? Nie, pan jest rzeczywiście poczciwy i taki jakiś bez podejrzeń!... Pasio nie daje lekcyi. On tylko obnosi po Warszawie de Quincey’a »Morderstwo, jako jedna ze sztuk pięknych«. Każda musi czytać. Nie przeczyta — »Madzia« i »Jagienka«! W zeszłym roku czytałyśmy »Misterye« Hamsuna i Annę Vivanti. W tym roku, jak słyszę, jest na porządku jakiś Ardengo Soffici i jeden Tavolato. Ale ja boję się zgorszyć pana...
— Czy nie »Hymn do prostytucyi«?... — zapytał Nienaski.
— Widzi pan, właśnie. Tak to Pasio straszy ciocie. Okropny człowiek. Sam też pisuje takie historyjki!
— Wraca znów ten poeta... — wtrącił Ryszard.
Istotnie »sam Pasielski« wrócił z uśmiechem na ustach. Znowu się ukłonił, mówiąc:
— Pani pozwoli, że wrócę do jej łask i dostąpię szczęścia rozmowy?
— Proszę pana... — rzekła z lodowatą grzecznością.
— Byłem w tym parku...
— A myśmy pewnie przerwali naszą obecnością... Może jedno z arcydzieł literatury...
— O, pani! Jej obecność nie wpływa na ilość, ani na jakość moich, żal się Boże! — »arcydzieł«...