Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

dnia... Uśmiech sunący zaiste po wierzchołkach fal tej muzyki... Jakże to zadźwięczał wówczas muzycki ton — i co powiedział do rozpłomienianej duszy!
Po tem wydarzeniu głowa powróciła do swego dawnego kierunku i oczy znowu się zakryły powiekami. Tylko szczęśliwy sąsiad, z wyrazem najdoskonalszego snobizmu zasłuchany w sonatę otrzymywał z ust panny Granowskiej jakieś krótkie, szeptane słowa. Poruszał wtedy bajecznie uczesaną głową i trwał znowu w wyrazie kontemplacyi, raz przyjętym za doskonały i najbardziej znawstwo malujący. Zaledwie przerwała się piękna sonata, wnet pani Topolewska zasypała swego rozmówcę pochwałami gry, uwagami, wykrzyknikami zduszonymi tak długo, które, zdawało się, rozsadzą jej klatkę piersiową, jeżeli nie zostaną wyrzucone natychmiast i w wielkiej ilości. On musiał z natury rzeczy w tym samym tonie, a nawet tempie galopować po niwach taniego zachwytu, — aż do chwili rozpoczęcia nowego cudu — »Apasionaty«.
Jej zawarte piękno, — uwidocznione klęski i rozkosze miłości, — jej krzyki na pół zduszone i pogmatwane z echami nadziemskich pieśni, a nadewszystko błyskający z jej wnętrza raz wraz goły ból, który, jak szpada wroga, nawskróś przeszywa... Wszystkie uczucia kłębiły się w niej i wybuchały z głębi, — wiosenny zapach życia i zionący fetor śmierci, — czyn i niemoc, — rozkosz i potworne dzieje tęsknoty, męczarnie odtrącenia, które, gdy miną, w niepojęty sposób stają się łaskawem, cichem w piękności swej wspomnieniem...
Gdy się skończyła ta dzika wiosenna burza, — pospolite życie weszło w swe prawa. Towarzystwo poczęło zabierać się do opuszczenia saloniku. Jedne z osób miejscowych wymykały się do swych pokojów, inne spieszyły do miasta. Kto wychodził, Ryszard nie wiedział. Faktem dlań było to jedno, że panna Xenia dokądś idzie w towarzystwie pani Topolskiej. Szedł także piękny brunet i jedna z wielbicielek »Genezis z ducha«. Wkrótce to towarzystwo zstępowało z wązkich schodów, oświetlonych drgającym płomykiem gazu. Nienaski stał na platformie, gdy panie obok niego przechodziły. Przez chwilę czarne oczy spoczęły na nim, jakby go tutaj przypad-