Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

dych krytyków, którzy właśnie, świeżo ukończywszy szkoły, nastawiali zbałamuconą literaturę w kierunku rozumu i logiki. Zresztą, — jeżeli ta literatura była pesymistyczną, młodzi jej korepetytorowie zwalczali ją w imię huraganowego optymizmu. Gdy była optymistyczną i woniała od znanej warszawskiej »otuchy«, puszczali weń swe katapulty w imię otchłannego pesymizmu. Zwolennikom łyczakowskiej sztuki dla sztuki urywano głowy w imię sztuki »narodowej«. Zwolennikom znowu mniemanych wędrówek do źródeł duszy polskiej wypruwano jelita pod hasłem »absolutu«. Katolików bito kołkami za to, że ośmielają się wierzyć poswojemu, — nielicznym libertynom obrzynano uszy za to, że »zatruwają ducha narodu«. Sam mistrz Paduch darł osobiście pasy jedynie ze wszelkich nowinkarzy, poszukiwaczów, z ludzi samotnych i mężnych, z chadzających własnemi drogami, a zdala od gościńca »nowej szkoły«. Ten arystarcha był człowiekiem silnej wiary, iż bez jego czujnej interwencyi, bez jego sążnistych artykułów, — niestety! niechlujnych pod względem układu i źle po polsku pisanych, — literatura udusiłaby się w klubach różnych nowatorstw. To też cenił wysoko swe recenzye i sprawozdania. Częstotliwie »zwracał na nie uwagę czytającego ogółu«, »powracał do nich« i pisał o nich ze szczerością, wytykając sobie, doprawdy jak obcemu, to i owo.
W ten sposób, jak dobry pasterz czuwając nad pisarstwem, »wypełniał dotkliwą lukę« w tym światku, — zajętym byle czem. Paduch umiał podniośle i gorąco chwalić »wypróbowanych mistrzów« reakcyjnego słowa, oraz adeptów przyszłej »szkoły«, — o tyle, rzecz zrozumiała, o ile nie zabrali gałganków, nie przenieśli się na inne podwórko, ażeby tam swoje własne założyć »odrodzenie« literatury i swoją własną proklamować »sztukę dla sztuki«. Wtedy bowiem Paduch był nieubłagany dla zdrajców. Jego subtelne, lecz i okrutne zarazem — »wara!« rozlegało się wówczas, jak grzmot po feljetonach gazet, walczących między sobą o palmę konserwatyzmu. Paduch był cienki, jasny blondyn, kudłaty i brodacz. Gdy leżał na łóżku pod starą kołdrą, zdawało się, że go naprawdę niema i że tylko sama głowa, obwieszona kosmykami włosów i wąsisk, — którą tak słusznie przyrównywano do tatarskiego buńczuka, —