przyszyta do tej kołdry leży na poduszce. Gdy krytyk nad ranem powrócił do legowiska, Nienaski spróbował napomknąć mu o »pożyczce« owych dziesięciu rubli, — (właściwie o zwrocie dziesiątej części mnóstwa »pożyczek«), ale pisarz zbył ten dziki zamysł jakowymś tygrysim porykiem szyderstwa. — »Dziesięć rubli — he-he-he!« — Wlazłszy pod kołdrę, jeszcze miotał przez szczerby w czarnych zębach i przez wykopcone wąsidła chargotliwe chichoty. Widać było z zachowania się, że nie tylko o dziesięciu, ale w ogólności o żadnych rublach nie może być mowy w tej symbiozie. To też architekt od rana szukał źródeł kredytu gdzieindziej. Ale dokądkolwiek trafił, nie mogła mu przejść przez gardło propozycya, — wobec ucisku świadomości, na co to ma być pożyczona owa suma. Tu był zadawniony dłużnik, lecz »nie miał«. Tamten wyjechał. Inny rad był pożyczyć, lecz to a to stanęło na przeszkodzie. Jakieś ohydne niepowodzenie zdawało się natrząsać ze wszelkich pomysłów. Wieczór nadciągał, a spocony wielbiciel nie miał jeszcze niezbędnej gotówki. Szedł ulicą, uprzytomniając sobie rzeczywistość, że to on, Ryszard Nienaski, biega po mieście, żeby pożyczyć pieniędzy — i na co, na jakiż to »cel«? Żeby iść do świńskiego »Amalfi«. On do »Amalfi!« Należy teraz do ludzi, uczęszczających do »Amalfi«. Nigdy nie był nietylko w tej budzie w Warszawie, lecz w żadnej podobnej. Nie wiedział, co tam jest i po co się do tego chodzi...
Nareszcie, przed samym już terminem wyprawy, w pocie czoła zdobył kilka rubli i stawił się w pensyonacie. Szła tylko pani Żwirska, pani Sabina, panna Xenia i on. Wstąpił do owego kabaretu z dobrą miną bywalca i rutynowanego birbanta, który tu, w temże »Amalfi« młodość przefrymarczył i wspomnień ma po kolana. Wybrał stolik, poumieszczał okrycia swych pań i zadysponował kolacyę. Gdy to czynił, nogi mu drżały. Nie miał pojęcia, ile w tej spelunce może kosztować mięso i wino. Coś słyszał piąte przez dziesiąte, że potężnie drą łyko z łyków, za prawo tychże łyków do popierania zgnilizny, ale w jakim to jest stopniu — jakże był ciemny! Zaczęły się ukazywać na scenie rozmaite »divy«, wyranżerowane w Paryżach, Berlinach i Wiedniach, podkasane dziewczyska, wrzeszczące ochrypłymi głosami różne wierszowane ohydy. Jedna
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.